Wednesday, 11 November 2015

(350) dziadostwo

Doszły mnie słuchy, że w Polsce A B i C idzie na lepsze. Co oznacza, że w mini pe-el na Sanżilu i okolicznościach  - siłą przeniesienia też. Mianowicie dla tych, co mają sześć lat i nie chcą chodzić do szkoły. Zdaje się, że wylobowali sobie rok fajrantu, jak to nazywa z polszczyzny starszyzny Ana Martin. Ale te dzieci mają siłę przebicia! Reklama czyni cuda!
Słuchy chodzą takie owszem, w roku wyborczym mówi się, co ślina komu na język przyniesie i nie takie kwiatki usłyszeli ci, co tiwi włączyli. Dziadostwo jedno wielkie. Słyszałam, że większość widzów czym prędzej przełączała na transmisję z konkursu na fortepian, takie bzdury tam leciały. Nie z fortepianu, z paszcz tzw. polityków.
Przynajmniej się naród A B i C podszkolił w kulturze wysokiej; szopen też by mi się przydał, stwierdza krytycznie Ana. Co nie zmienia faktu, że wyborcza bzdura z sześciolatkami poszła w świat. I oby się nie potwierdziło.
To by oznaczało, że nasze chłopaki tu też pójdą do szkoły później? Nie, oni nie, tacy zdolni, to nie, podśmiewa się Roman. Siłą puścimy ich na pierwszaków odpowiednio w 2018 i 2020 r. Może w Belgii uporają się do tego czasu ze swoim problemem szkolnym, rozmarza się Roman.
Czyly czym - bo Ana nie wie. Rzadko się zdarza, ale jednak.
Z brakiem lekcji drugiego języka krajowego, czyli dziadowską jedną godziną. O trzecim języku nawet nie wspomnę, by ktoś go rozpatrywał w ramach nauki. Niemiecki w końcu, to co chcecie, nie da się tego nauczyć, matuś i ojce z rajchu wracali i zawsze to samo powtarzali, wtrącam się, zawsze! To i lebelż tak mają.
Chodzi ci czyly o ten drugi dialekt, niefrancuski? Tak. Roman, to już się wzięli lebelż za to, cieszę się - bo niosę dobrą nowinę. Już są w nim lekcje! Sama słyszałam!
Gdzie?
No u nas na skwerku! Jak bumcykcyk. To było w dziady prawie że, wiem, bo dzieci przyszły przebrane za helołiny czyly takie dziadostwa z hameryki. I słyszę, że pani, co je prowadzi, ma taki akcent po francusku, jak my tu na Sanżilu, nie przymierzając ani nie umniejszając nikomu, więc nie może być rodzima walonka. I rację miałam, bo jak nie zacznie przemawiać do dzieci w tym drugim języku! Jak się cicho nie zrobi! Jak się heloiny nie uspokoją!
Jak makiem zasiał?
Cicho wszędzie, głucho wszędzie raczej, skoro to dziady były, śmieje się Ana. Ale kluczowe pytanie brzmi: dlaczego głucho i cicho właśnie?
Bo nikt nie odpowiadał, podpowiadam.
Czyli nikt nie rozumiał po flamandzku, tak? upewnia się Roman.
Na sto procent to nie powiem, bo sama nie rozumiałam, ale na pi razy oko moje to nie rozumieli.
Właśnie o to mi chodzi, triumfuje Roman. Bo te biedne walońsko-francuskojęzyczne dzieci mają tylko godzinę języka flamandzkiego czy niderlandzkiego, jak tam Ana chcesz. To ile mogą się nauczyć? Nawet jeśli mają fajną lekcję w terenie?
Nie w terenie, protestuję, tylko na skwerku. Z pomnikiem. Rzeźbiarza do tego, ale nic to w rzeźbieniu dzieciom nie pomogło.
Fakt, że dobrze to nie wyglądało, potwierdza Ana, która była dobiła do mnie na koniec lekcji w te dziady wówczas. Po prostu nie rozumieli, nie wiedzieli, licho wie. Na psa urok, tfu. Dziadowski program widać mają i zero zachęty.
Ale myślicie, że to dlatego, że wcześniej poszli do szkoły?
No co ty, to jakaś głupota. Na tym to mogliby ewentualnie skorzystać, bo by rok dłużej się uczyli w tym drugim gadać. Co daje jakieś 40 lekcji. A tak - nic. I rośnie kolejne pokolenie niemogące się porozumieć z połową kraju.
To zupełnie jak w Polsce A B i C, cieszę się. Też się nikt z nikim nie może porozumieć. A jeden język niby. Czyly kto jest winny? W domu chyba trzeba będzie dzieci trzymać, bo jak inaczej?

No comments:

Post a Comment