Monday, 30 November 2015

(360) kobiety dla kobiet

Kongresowo się nam tu pod bokiem zrobiło, nie na Sanżilu, bo heloł, od kiedy jesteście w Brukseni, by nie wiedzieć, ze ambasady to nam w Tysiącu pobudowali? Nie bywacie? Frajerzy i frajerki na cztery fajerki, w końcu kanapki zawsze darmowe są! Trąbię ja, co też nie bywam, ale na kongresie kobieco-damskim - to co innego. Poszłam, i to dosłownie i obunożnie, że tak to nazwę, bo wyboru  nas w domu, co pod literą ef stoi, nie było. Wszyscy do ambasady, wózkiem buzkiem, na nogach, trudno, trzeba! Dla sprawy. 
Wszyscy wspierają słowo na ef. Jak w polskiej polityce - stanęłam pod ścianą. Bez wyboru. Poszłam.
Pod bramą stanęłaś karnie, w kolejce, Ksenio. O dniu ów, że wspomnę lekturę, leci niedługo już obowiązującą listą lektur Roman. No fakt, w kolejce, bo było to w sobotę 21, listopada, a jakże, no i nagle okazało się, że sałatalejkum i te sprawy grasuje, sami wiecie, co się działo. Ambasada też wiedziała, kongresówy wiedziały, gościnie, jak to one się tam po nowoczesnemu nazywają, wiedziały. I uchwaliły, co było do przewidzenia: robimy mimo to! Działamy! Kobiety dla kobiet, bo jak? 
Bo kto, jak nie my, podsumowuje po raz setny Ana.
My w trójkę: ojce, Iwo i Groch, oburza się Roman (ojce). 
My, jak nie wy, tak mamusiu!
Chłopaki, dzięki, ale to za mało chłopa, by załatwić sprawę na ef. Mu musimy. My, Polki A B i C z Sanżila i okoliczności, dla innych A B i C z okoliczności, a nawet Polski samej. A co, nie wolno z motyką do gwiazd? marzy się Anie.
Wolno wolno. Tym bardziej po takim początku, wystrzał był to z grubej rury, przyznam i ja. Bo działo się, oj działo. Działaczek - kupa. Gościń - kupka. Arcydzieł - ze dwie kupy. Dziecisk - mała kupeczka, ale tu akurat i jedno wystarczy, by było dużo, kupy w tym, jak pech, to pech. A najwięcej - świetnych uczestniczek.
Mówię wam, ja, co tam poszłma dosłownie: warto było. Z otwartą gębą normalnie podziwiałam, jak to wszystko wychodzi im pięknie, Anie Martin w tym i takim tam innym matko-znajomym. Normalnie jak z płatka szło. Hymn z piosenkarką i gitarą. Panel, jak to się zwie, z profesorką jedną drugą a nawet rodzynkiem politycznym. Mikrofon za mikrofonem, sukienka za sukienką, pytanie za pytaniem, krzesło za krzesłem. Szast prast, gładko i fajowo.
I jak ciekawie! Do tego - mądrze. A najważniejsze - że w ludzkiej mowie, wcale nie na ef czy dż. Wszystko pojęłam! Zapisałam nawet co nieco. I łzę wzruszenia uroniłam, że Ana taka mądra. I mnie podmalowali, bo okazuje się, że można być na ef i oficjalnie się malować, to wzięłam i zasiadłam. I pojadłam. Mało, ale nie tylko jedzeniem człowiek, w tym damsko-kobiecy - żyje - do ksiąg trzeba było lecieć. Dla matuś nawet jedną pod choinkę nabyłam, by jak już nagotuje wszystkim, wysprząta dom i na nos w święta padnie - to wiedziała, że to nie ma być za darmo. 
Ksenio, ojce mają też wiedzieć! uzupełnia Roman. Mój nie wie, dodaje, Any też nie bardzo.
I ja, i Groszek, co mamy wiedzieć mamusiu? chce wiedzieć Iwonek.
Wy już chyba wiecie, z mleczkiem wyssaliście, śmieje się Ana. Wszyscy wiedzą podskórnie, ale nie wszyscy mogą stosować. Bo to, bo tamto, zawsze coś przeszkadza. 
Co stosować? głupieję. Zasadę równości i niedyskryminacji ze względu na płeć, Ksenio. Po to był kongres, by jeszcze raz to sobie uświadomić. Cieszę się i raduję, że już po tobie nawet widzę, że są efekty. Jeszcze kilka razy i będzie po równo, cieszę się.
Oj, stęka Roman.
Oj, podchwytują dzieciska.
Oj, kończy Ana. Tak szybko, to nie. Ale z każdym kongresem będzie lepiej. Coś powstanie. Co? Nie wiadomo. Ruch społeczny. Kobiet dla kobiet. Bo kto, jak nie my, co Ksenio, mruga na mnie Ana Martin, a mi serce rośnie.





No comments:

Post a Comment