Monday, 13 June 2016

(439) piekarnia

Żem myślała już, że po ramadamamamie w więzieniach, a raczej możliwości zorganizowania porządnych nocnych posiłków, których zarys zrozumiałam po interwencji Romana, Sanżil i okoliczności nas niczym więcej w kwestii ramadamamu  czy ile tam sylab trzeba wstawić, nie zaskoczą. A jednak jak zwykle dały radę.
Do tego w postaci Fore, bo ten kawałek Alberta chyba ci on już nie sanżilowy, tylko zdecydowanie sąsiedzki. Na nim piekarnia. Bardzo ładny ma neon - czerwono-różowy, kolor saturnowy czyly, jak go podejrzane zwie Ana Martin, a właściwie jej matuś.
W tej to piekarni od świtu do nocy haruje pan Arab. Najmilszy piekarz świata, jak go zwie Ana na potrzeby Iwonka i Grocha, choć z piekarzem ma on oczywiście niewiele wspólnego, bo głównie ładuje przemysłowe gotowce do pieca gotowce z worków, a nic nie ugniata ani nawet nie wsypuje do robota; jak większość piekarzy zresztą, nic dziś nie jest jak dawniej w końcu i gdzie te czasy.
Więc wchodzi Ana Martin z Iwonkiem do piekarni tej, choć miała nie wejść, bo to środa i tylko synka zbywała wizją zakupów  by do szkoły zaciągnąć. Zakupów miało nie być, bo najmliszy w srody zamyka.
A tu otwarte.
No ale Ana jak obiecała, to stwierdziła, że dotrzyma. Więc wchodzą, choć środa. I mówi: synku, poproś pana o rogalik. Iwonek na to: ty mama poproś, a ja zapłacę. Ana przystaje, co tam koty będzie drzeć o rogala o ósmej rano. Prosi, dostaje, Iwonek płaci, uszczęśliwiony.
Ana zdziwiona jednak poniekąd, co to za wyjątek, że w środę otwarte, czy jakieś święto, czy zastępstwo.
Na to najmilszy piekarz świata: a nie, ramadamam się tylko zaczął i mamy klientów więcej.
Ana z głupią miną:aaaaano tak. Me łi! Nie pomyślałam.
Ani ja.
Ani ja, potwierdza Iwonek.
Nie nie, kręci energicznie głową Groch.
W ten sposób widać, kto na dzielnic rządzi, a w okolicznościach to na pewno.
Taka stara ta Ana, a nie wie, że klient nasz pan! Także w ramadamam.

No comments:

Post a Comment