Thursday, 23 June 2016

(446) ej laska!

Taka sytuacja: piątek wieczór. Szuman skończył pracować. Pustki na Tronie w i okolicznościach. 
Ana Martin stoi sobie, podczytuje coś na boku, bo bez dzieciarni była się wyrwała na wyjście kobiece. W sukience stoi, a owszem, kiedy to wynosi w końcu, te wysłapowane rzeczy, jak nie w deszczowe lato. Innego nie będzie.
Stoi więc w sukience, na to kolor narzuciła w postaci marynarki, przydużawej co prawda, ale darowanej przez taką jedną uczoną w prawie, a że darowanemu koniowi w oczy się nie patrzy, to brała, co było. Tym bardziej, że choć biurowe, to akurat ładne i kolor wyrazisty, że aż zęby bolą, jak by powiedziała matuś Any. Ale Any nie bolą, a widać ją.
Stoi Ana i czeka na taką inną na ef. W tym kolorze. To i ją wypatrzyli.
Podjeżdza be-em-ka co najmniej, o ile to nie bolbo w ogóle. Ana nie raguje, bo na co tu reagować, na auto wypasione? To Any nie znacie, jeśli myślicie, że ona się na to łapie. Nawet jakby z Łap była, to na pewno nie! 
Auto poprawnie zwalnia, bo przed skrzyżowaniem - Any zdaniem, bo to Begia przecież, heloł, z prawej puszczamy.
Ale tu szok! Okazuje się, że be-em-ka zwalnia nie dla skrzyżowania, lecz dla niej, Any. Serio! TAka stara a jednak.
Uchyla się okno. W oknie pojawia łokieć, zimnym by go można zwać, gdyby nie był odziany w marynarkę, biurową, że hej no i akurat słońce nie wyszło o swoim własnym zachodzie.
Za łokciem głowa z brodą. I uśmiechem. Zadowolonym z siebie. I właściciel tego wszystkiego woła na cały Tron: ej laska!
Ana czyta dalej.
Głos donośniej: ej laskaaaa!
Ana podnosi wzrok.
Łokieć kiwa palcem.
Ana nie kiwnie palcem nawet, czyta dalej.
I nagle w śmiech uderza! Bo to na nią kiwali, a ona nie wiedziała. 
Mamusiu, nie wiedziałaś, że to auto do ciebie podjechało, naprawdę? A co to za laski pan szukał ten?
Dobre pytanie. Bo skąd laska miała się tam znaleźć, co synku?
Właśnie! Mamusia to nie laska przecież tylko mamusia! Pan nie wie. Gupi pan.
Teraz już wiemy.
Matka może, to jest dowód!




No comments:

Post a Comment