Monday, 23 January 2017

mastodont

Zapowiedzieli, mówi Ana Martin z rana w zeszłym tygodniu; zapowiedzieli prawie że minus dziesięć. No, tego to tu dawno nie widzieli.
Minus osiem tylko było, poprawiam ją. Wiem, bo nawet w kreszu tylko o tym z rana rodzice w kółko mówili - że zaanonsowali minus osiem. Kto to widział, dodawali z francuska, ale żem zapomniała oryginału przez y, jak to jest po miejscowemu, z tego wszystkiego. 
Z tego mrozu.
Fajnie, inaczej! Wyż wszędzie, że hej, słońce daje, przepięknie. Dzieciaki się martwią tylko, bo śniegu nie uświadczysz, nie to co u kuzynostwa z Polski D.
Za to dzień coraz dłuższy, radocha i u Any Martin, bo ona ciemności nie lubi akurat, a już sama w ciemnościach - to w ogóle i wogle nie.
Wiecie, jak to coś, co nam to piękno za oknem przyniosło, nazwali?
Dinozaurem jakimś chyba.
Hę Ksenio, dziwi się Iwonek.
Patrzcie sami.
Pacz, krzyczy Groch. Pacz!
No to patrzą, Roman i Ana. Aha, jest faktycznie. Mastodont antycykloniczny. Cha cha. Uwielbiam te belgijskie przepowiednie. Czysta poezja.
Poezja do śmiechu. Bo jak inaczej opisać minus zero, jakie podobno tydzień temu mieliśmy w mieście.
Przełknąć, nie opisując.
To jeszcze nic do przełknięcia, zerkam na stronę obok. W pięty to ta pogoda poszła dopiero tym, co mieli szczęście lub nieszczęście zauczestniczyć z własnej woli, a prędzej wręcz nie, w policyjnej akcji: łykend bez alkoholu. Bo ten łykend wypadł akurat w mrozy. 40 tysiaków kierowców przebadali, 190 zabrano prawo na dobre.
i co?
Na piechotę do domu wracali. W to minus osiem. Dziesięć. Albo więcej.




No comments:

Post a Comment