Można by pomyśleć, że wszędzie kobietom dowalają. Ale nie. Bo oto w tygodniu czarnoprotestowym, czarnochmurowym, czarnonastrojowym nagle zapaliło się światło.
Nie, nie w Polsce D oczywiście niestety, od tego to jesteśmy bardzo daleko, a może i dalej, bo ludu coś na czarnym dużo nie było - uspokoję Was od razu. W ojczyźnie matczyźnie nadal równo źle, i coś tak się Anie Martin, Romanowi i innemu mądrawemu sąsiedztwu wydaje, że raczej w tym kierunku nie tylko idziemy, ale wręcz biegniemy. Jako naród. Co na obczyźnie widać, oj widać.
Póki co - światło prokobiece, jakby powiedziała Ana, a ja - dlakobiece, no co, Polacy nie gęsi, a Polki to już na pewno nie, radykalizuję się feministycznie na ef jak jakaś Ana Martin czy Ruda - objawiło się na Sanżilu i w okolicznościach, które tym razem dotyczą całej Belgii.
W postaci watu. Vatu. Te-we-a, te-fał- a po miejscowemu, ale też zależy od wymowy dialektowej, że wam to uprzytomnię. Wat, vat, tva - podatek taki, wiecie.
Ale jak? Wat dla kobiet, czy wata dla kobiet, że se tak zażartuję czarnoprotestowo?
Owszem. Otóż w Belgii obniżają wat na produkty higieniczne dla kobiet, uroczyście odczytuje Ana Martin z lesłara. Czy to nie wspaniała wiadomość? Formidable?
Na podpaski, tampony czyly?
Owszem. I prezerwatywy dla kobiet też!
Watę! Wat za watę! A to ci dopiero.
Watę cukrową dla pań, Ksenio? A jak ona wygląda?
Nie cukrową, tylko białą, co sobie można ją przerobić na brodę dla krasnali. Przykładowo.
Aha, już wiem, co z tym watem. Watą! Watem! To teraz mniej kosztuje ta wata i wat, tak? I teraz będziemy mogli jej więcej kupić? I więcej zużywać?
Tak jakby. Głównie chodzi nam, Kseni i mamusi, o to, że w czasach demonstracji cieszy każda rzecz, jaką ktoś zrobi dla pań. By nie trzeba tyle demonstrować, bo sił brak.
I Belgia zrobiła, tak? I Bruksenia moje miasto też?
Tak synku.
No comments:
Post a Comment