Bo ja się uczę języków zdaniami. W tramwaju je słyszę na przykład, i zapamiętuję. Choć oczywiście kompleksy mam olbrzymie.
Ale nie zawsze. Na przykład na zebraniu rodzicielskim to tak się zdenerwowałam na te ubikacje niedopasowane do maternela, że mówiłam przez dwadzieścia minut. Wszystko mi wyszło. I to w moim francuskim, bo przyznajmy, drugi dialekt sposród sanżilowskich to tylko Ana Martin ogarnia, że mucha nie siada.
E tam, skromnie etamuje Ana. Nie przejmuję się po prostu.
Właśnie! Bo i ja biorę teraz z ciebie przykład, i jak poradziłaś - se wyobrażam, jakby ci inni i inne mówili w polszczyźnie matczyźnie, gdyby trzeba było, i od razu lepiej idzie, przecie w życiu by nie wymówili tych szczdżrz! Już nie mówię o szczebrzeszynach, ale nawet taka strzykawka, słowo czasami niestety codzienne przy dzieciarni, jak się zacznie pijanie syropów jesiennych zwłaszcza, tubylcom dialektowym nie wyjdzie łatwo, oj nie na pewno nawet.
Fakt, kiwamy głowami we 4, bo jeszcze ta od uczuć i głowy kiwa. A też uważa skromnie, że dialekty nie dla niej. Fałszywie - zdaniem Any - bo se świetnie radzi, czy to w warsztacie, czy w komunie, czy nawet na manifie.
Jak jutro, zresztą, moje panie, wtrąca Ana Martin. Na wendo też działała, przyjdą z gromkim HA!
Może to i prawda, że wszystkie języki są równe.
Na pewno nawet prawda i naprawdę, utrzymuje Ana. Szczególnie w Brukseni, gdzie nie ma większości już żadnej. 51% belż, a reszta to my, wszyscy.
Mesje to aż się dziwi, że ja takie słowa znam, rzucę wam na koniec. Ritaaaa, ty, no co ty, gada, przecie ty lepiej ode mnie umiesz powiedzieć, o co chodzi. Bo fakt, dziewczyny, jak się rozgadam, to jadę na całego i obojętne mi, jak akcentuję, i czy w ogóle, czy odmieniam, i czy w ogóle, czy dobry język, i to nie w ogóle.
Najważniejsze, by był przekaz. A ten masz. Jak jutro na czarnym proteście. Też polecimy mową. Ojczystą, matczyną i inną!
I nadal zadowolone we czy-cztery pijemy kawę, Sanżil z wizytą na Foreście.
No comments:
Post a Comment