Sunday, 4 May 2014

(176) gines

Jak ostatnio byłam u starej siebie, znaczy się Polsce B, która coraz bardziej staje się jak A, albo to  staje się B - w każdym razie tam, za granicą, zauważyłam, że Ana Martin ma jednak rację, jak twierdzi, że Polacy uwielbiają bić rekordy. Ginesa.
Ana wie o tym z pradawnych czasów, teleranek wtedy królował co niedzielę przed kościołem. W tym to teleranku, co to pokazywał się na ekranie, regularnie występował młody piłkarz. Ze Śląska, który wtedy był jak najbardziej Polską AA, a dziś to nie wiadomo czym jest. I nazwisko miał takie dziwne, jak nie nasze. Chomątek, przypomina Anie Roman, bo ona, mimo że się zna na futbolu, zresztą jak na wszystkim, to na futbolu jednak mniej.
Tymczasem Chomątek pojawiał się w teleranku regularnie, bo regularnie bil rekordy. Swoje własne. Polegające na podobijaniu piłki głową. Główką, w której kurzy móżdżek, śmieje się Ana. kurzy nie kurzy, ale nieźle to wymyślił! podziwia Roman. Wyprzedził swoją epokę, można powiedzieć. Kilka godzin czy dni nawet poodobijał ją bez przerwy, a tantiemy sypią się całe życie. I to w kapitalizmie, podczas gdy piłkę podbijał za komuny przecież. Tak to bezboleśnie przeszedł z jednej epoki w drugą i dziś się śmieje z tych, co nie byli na tyle zapobiegliwi i nie zapisali się na czas do księgi ginesa, i by być sławni, muszą teraz tańczyć na lodzie lub śpiewać. Nie wiadomo, co trudniejsze?
Hmm, ale mi się wydaje, że nowe czasy potrzebują jednak nowych bohaterów, wtrącam nieśmiało, i śmiem wątpić, że Chomątek chyba by się dziś nie sprawdził. Fakt, kult nowości rządzi, śmieje się Ana. A kto jest nowy, no kto? Noworodki. Mam tu njusa. Nowego. Noworodkowego.
Okazuje się, że Iwonka ominęła właśnie okazja do stania się niebywale sławnym. Dobra, nie jest ci on już noworodkiem od 19 miesięcy, ale podobno niemowlaki też dopuszczono do konkurencji. Były kwalifikowalne, cytuje swój dokument z przeszłości Ana. Kiedyś podobno takich słów używała na co dzień, kto by to pomyślał. Patrząc na nią.
Kwalifikowalny do czego, nie rozumie naszej noworodkowej nowomowy Roman. Do bicia rekordu ginesa. Spóźnił się na swoje pięć minut do sławy przez zaniedbanie własnej matki, składa samokrytykę Ana, stosując słownictwo z epoki teleranka. Jak to? Bo małym kosztem można go było wpisać na listę do wspólnej zmiany pieluchy. Zwanej pieluchą już chyba tylko u nas w domu, tak poza tym i poza nim, w całym świecie, już głównie pampersem. Wygląd i zawartość ta sama, niezależnie od nazwy jednak, a w końcu najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Jedynka lub dwójka w tym przypadku.
I właśnie jedynka i dwójka były bohaterami bicia rekordu. W całym świecie, w tym u nas na Sanżilu. Na belgijskich placach boju stawiło się, a raczej położyło, 285 noworodków i niemowlaków, oczywiście w towarzystwie spragnionych sławy rodziców. Przejętych tym, że jeśli zdołają wpisać się w jednoczesną zmianę pieluchy, ich nazwiska być może trafią do księgi. I pieniądze i kontrakty reklamowe popłyną szerokim strumieniem.
I co, udało się? Niestety nie wszystkim, zaśmiewa się Ana. Uwiecznią tylko 257. Pieluch, dzieci czy rodziców? No właśnie, dobre pytanie. Jak to policzyć? I jak wybrali tych 257 szczęśliwców? Bo jak wiadomo, w czasie jednej zmiany czasami zużywa się dwie pieluchy? I co wtedy? I jak liczyli czas? Czy to czas uwolnionej pupy, namawiania dziecka do spokojnego leżenia, odklejania czy zapinania rzepów, ubrania śpioszków czy pajacyka o zagranicznej nazwie bodi?
Boże, Ana, ile pytań! Oszaleć można od tej ponoworodkowej ponowoczesności! Może i dobrze, że Iwonka tam zabrakło, tak by jeszcze miał traumę, że był tak blisko, a jednak nie udało się? I potem całe życie poniemowlakowe by chodził na psychoanalizę? Nie wiem, co gorsze, ten powstały brak możliwości czy wizja kozetki?
A tak na serio, głupie to równie, jak podobijanie piłki przez Chomątka, co? krytykuje Ana. Po co to komu? Chyba nawet organizatorzy nie wiedzą. Doliczyć się tych pieluch nie mogą. Trzeba czekać aż dwa tygodnie na ogłoszenie wyników teraz. Wyobrażacie sobie, co przeżywają biedni rodzice! Czy dziecko dostanie się na listę sław, czy nie. Zupełnie jak z zapisami do szkoły, z tym że tam nazwiskami nie zarządza gines. Gites mi ten gines doprawdy się nie wydaje. I Iwonkowi też. Podobnie jak Chomątkowi zapewne.

No comments:

Post a Comment