Andżelika pewnie, podpowiadam. Skrótowo.
Ale wołali Andżelaaa! upiera się Ana. To urodziny jej były. Darli się tak, bo wołali solenizantkę, jak się okazało.
Czy też jednak może jubilatkę, zastanawiam się.
Tak ma na imię ona - ta jubilatka znaczy się, chichocze Roman serio?
Nie inaczej
No niezłe faktycznie. Szczególnie u nas, na Sanżilu.
Nie, to okoliczności, Ukle. Wanderkindere.
W Brukseni, a imię jak z wojny polsko-ruskiej, co? Co to się porobiło.
I urodziny też jak z wojny polsko-ruskiej, zaręczam ci Roman, zaręcza Ana.
Skąd wiesz o tym w ogóle?
Bo stoję se nad jabłkami u Pawła, przebieram i wybieram, prowadząc po angielsku rozmowę z tą miłą Estonką od ciebie z komisji. Fachowo, o poziomie świeżości malin.
Eskimoską? Mówiłaś Ana, że ona ruska, przypomina mi się.
Nie Ksenio, mówiłam, że z Estonii, nie Eskimoska żadna - to po pierwsze. A po drugie - że Estonia to taki kraj, co kiedyś należał do Związku Radzieckiego. Dawno, zanim się nie urodziłaś.
Ale Ksenia ma słuch, ruskie pasuje do Andżeli, broni mnie Roman. I do tej wojny, bąkam.
A więc stoimy se we dwie, i tylko ja - Ana, bo to Ana gada - rozumiem jednak, co się dzieje, a dzieje się to mianowicie, że nagle ze sklepu wybiega Andżela, jak się za chwilę okaże, z siatą pomidorów. Malinówek, podkreślam.
Która to Andżela?
Też nie wiedziałam. Wysoka, ładna i miła.
Aha, i gdzie leci?
Do sklepu obok, luksusowego, francuskiego, gdzie też Polka sprzedaje, sympatyczna. Lecą pomidory schować na zapleczu. A za nimi leci ta nowa, grubawa z ładną buzią, nierozgarnięta, w sensie: nabzdyczona po polsku.
I krzyczy na całe wanderkindere: Andżelaaaaa, torta pokrój.
To źle odmienia, wtrącam się. Ana zawsze poprawia Romana, że tort się mówi.
Racja.
Masz rację Ksenio, wychyla się Iwonek.
I ta nieznana nam bliże koleżanka Andżeli zwraca się do szefuńcia Pawła: Paweł, chono na zaplecze, tort musimy obalić.
Mina Estonki mówi: co tu się dzieje:
Mina moja, Anina, zapewne: wojna polsko -ruska po latach.
Mina Andżeli: urodzinowo wniebowzięta.
Mina kolejki: niech Ana se już idzie i imprezy nie psuje.
To i przyszłam i opowiadam.
No comments:
Post a Comment