Monday, 29 January 2018

le krot

Zima sprawiła, choć jaka to zima, powiedzą niektórzy, no jaka, w Polsce to były zimy, kiedyś, panie dzieju; w każdym razie zima czy nie zima, ale coś sprawiło, że mogliście sobie pomyśleć , że Ana Martin oto zapomniała o swoim ulubionym temacie. Mianowicie: o kupach. Zwanych także: kaka. Pisanych także: caca. W oficjalu: le krot. Les crottes.
No to skoro ogarnięte słownictwo, przystąpmy do faktów.
Fakty wyglądają tak, że zimą, zwłaszcza w najciemniejszym grudniu od iluś se tam dziesiątek, albo i setek lat, a pomiarów - tysięcy - jakoś było tak mniej ochoty czy innej inspiracji, by wychodzić z dzieciarnią na dwór. No nie dało się siedzieć na Markonim w deszcz, no co, broni się Ana.
Ani w Dudenie, ani na Fore, ani w innym parku. No nie.
Dlatego też Ana mniej walczyła z kupami. Których - w przeciwieństwie do ciemności - wcale nie było mniej, bo przecież pies czy inny szjan - musi na kupę. A pilnować czystości nie było komu, bo Ana nie na Markonim, tylko w domu.
Kup nie ubywało, sami i same widziałyście. W tym tych pięknie rozpuszczonych w deszczu lub w ewentualnym śniegu.
I pamiętajcie, że nikt, w tym ten lub ta, który lub która takiego piesa przyprowadza pod wasze drzwi, by se ulżył - żadna z tych osób więc nie chciałaby tej kupy u siebie, wygłasza Roman.
Ale u was - proszę bardzo - uzupełnia Ana. Na przykład dzisiaj. Ładny ciepły zimowy dzień. Doskonały na złożenie kupy byle gdzie. I złożono ją byle gdzie- mianowicie na bujnej trawce pod drzewkiem. Autorka: biała psina. Obok: sikająca czarna psina. Właściciel: biały odziany na czarno.
Paczy se on jakoś niepewnie na Anę, bo Ana pełna bagaży na rowerze, ledwo się czyma na nogach, ale uparcie stoi i czeka, aż biało-czarni posprzątają kupę.
I pyta: wu regarde kła, madam?
Ana się uśmiecha pod nosem i łapie paczki.
A oni - nic. Psy - to trochę zrozumiałe, w worek kupy same nie wsadzą, ale biało-czarny mógłby.
Więc Ana zbiera wendową tę to no - a już mam, asertywność, bierze oddech zimowego powietrza i pyta niezwykle uprzejmie, bo i najedzona, i piękny dzień: Mesje, wu ne ramase pa le kaka de wotr szjan? Czyly: czy nie planuje pan zabrać ze sobą kupy?
Pan na to nerwowo macha rękami w stronę buzi. Ana paczy na ten teatrzyk, a pan na to, i dam to w tłumaczeniu, bo inaczej nie pękniecie być może ze śmiechu, choć na smutno w sumie, a warto: na chodniku zbieram, ale ta tu, pod drzewem, ona karmi drzewo. To dobra kupa.
Rozumie pani?
Ana, że nie, nie rozumie, a biało-czarny prawie że ładuje rękę do buzi i tłumaczy: ta kupa mu don a manże! A set arbr!
Ana:aaa. No tak czyly.
I odeszłam, mówi, bo co?
Słuchajcie, pewnie żeście zrozumieli, ale dla pewności dopiszę: zdaniem pana kupa żywi drzewo!
Ament po prostu.
Wiosna idzie. Kupy wypływają. Będzie się działo, oj będzie. Ana kupom nie odpuści.

No comments:

Post a Comment