Wiele cudów już tu widziałam i pewnie niejedno jeszcze zobaczę. Zimna krew jest czasami potrzebna, by ot tak zaakceptować wszystko, co normalne na Sanżilu. Ale że budują salony z czekolady, to już się w głowie nie mieści. I po co to?
Salon z czekolady? A gdzie to powstało, Roman też nic nie wie na ten temat. Dobrze, że już nie ma włosów na głowie, to i nie będzie stratny, jakby co. A ja tak, ale co tam, Mariola w salonie naprawi fryzurę. Tak jak ostatnio na moich oczach wycinała włosy wokół wlepionej we włosy gumę. Gustownie wyszło, a la kleryk, jak podsumowała Ana Martin. To co, z czekoladą sobie nie poradzi? Polce to naprawdę niestraszne, phi, też mi coś.
Nie salon z czekolady, tylko salon czekolady. Takie czekoladowe święto, gdzie producenci czekoladek wystawiają swoje wyroby. To w ten weekend na ekspo koło hejzel. Nie na Sanżilu, a szkoda.
Gdzie gdzie, dopytuję ciekawie? Na terenie wystawienniczym czy wystawowym, czyli expo przez x koło stadionu Heysel pisane nieco inaczej, niż wymawiane. Po raz drugi się toto odbywa. Pamiętam, że rok temu było wielkie halo, a potem wielki zawód. Dlaczego?
No bo po pierwsze bilety. Ludzie pognali za darmo, w koncy lebelż czekoladą stoi, myśleli, że kraj się chwali przed ludem za darmo, a tu niespodzianka. Kasa! Całkiem drogi wstęp, w tym roku już podskoczył na 8 i pół ojro w tygodniu, co oznacza tylko i wyłącznie piątek, czyli z lokalnych mało kto przyjdzie, bo wszyscy w pracy, turyści może dotrą, jak znajdą na mapie, gdzie impreza; a na 10 w weekend. Za darmo mogą wejść, a raczej wjechać, tylko dzieci do lat 3. Ciekawe, czy sprawdzają dokumenta, swoją drogą.
No tak, trochę panie tam tego drogo, zgadzam się, a to, że nasze chłopaki mogą wjechać za darmo, to i tak tylko w połowie ma jakieś znaczenie, bo ewentualnie tylko jeden urządzi jakąś kąsampcję, gdyż ten drugi nie ma ani zębów, ani możliwości strawienia kawałka salonu, podkreślam. Więc to żadne oszczędności, ani zachęta dla rodziców.
Owszem, żadna, tym bardziej, że w moim przypadku największy zawód polegał na tym, że konsumpcji njet. Ani kąsania kąsampcji, jak to fajnie nazwałaś Ksenia.
Jak to, to salonu nie można spróbować? Nie tylko salonu, bo tego chyba nikt nie wystawia, choć pomysł sam w sobie dobry, ale i w czasie salonu się nie je. Przynajmniej czekolady, choć jak znam lebelż, to i innego jedzenia i picia wnosić nie wolno, tylko trzeba kupować na miejscu, o ile i bynajmniej.
To co się robi na tym ekspo? Ogląda. Spaceruje i podziwia produkty cukiernicze. Podobno jest co, bo rzemieślnicy od czekolady to prawdziwi artyści, sztukmistrze wręcz i niejedno potrafią. Formy małe i duże. Mleczne, gorzkie i deserowe, jak to się w Polsce A i B nie wiadomo dlaczego zwykło mówić. Czyli inaczej: jasnobrązowe, brązowe i ciemnobrązowe, tak? No co ty Ksenia, czekolada występuje teraz we wszystkich kolorach, jakich chcesz. Za sprawą E? Nie, nie tylko, podobno to naturalne farby, bóg i Bóg jeden wie z czego. Rzeźby, figurki i małe pralinki o innej nazwie pomadki lub po prostu czekoladki. Fontanny i proszki. Ach, czego tam nie ma. Podobno. Ja nie sprawdzam, bo szkoda tłuc się 51 z dwoma wózkami przez całe miasto po to tylko, by się oblizać smakiem. I jeszcze Iwonka odganiać od tych frykasów, jakby jednak zechciał spróbować lub wsadzić w coś palec. Dobrze, że Romana przynajmniej pilnować nie trzeba, bo on nie przepada za czołowym belgijskim wyrobem, no a Groszkowi wszystko jedno, bo śpi. O ile mu się nie zmieni oczywiście.
I bulić trzeba. Tego to Ana nie lubi, jak uzna, że nie ma za co, a jeszcze bardziej - za to, że inni się reklamują. Nawet się z nią zgadzam. Osobiście już wolę się przejść po Sablonie, z mszą w polskim kościele połączyć można, praktyczne z fajnym, i zajść do tego salonu, co tam zamontowali ostatnio pod sufitem lampy, które nie są lampami, tylko zieloną fantazją z czekolady.
Co zamontowali? No fantazję. Tak sobie przetłumaczyłam francuski oryginał przez y. Nie Ksenia, nie całkiem, zerka Ana na stronę, rzeźba nie jest z czekolady, bo jakby świeciła? Pani inżynier, inżynierka, ups, się znalazła... Za to pięknie, czyli fantazyjnie w języku poezji tę czekoladę oświetla, fakt. Roman, w weekend się przejdźmy wózkowo.
I poetycko się nazywa to coś wiszące, czy szkło, czy czekolada, licho wie. Forest. Zupełnie jak ta dzielnica koło nas. I za darmo, jak spacer po Foreście. Może to nie salony, całkiem biedna ta komuna, twierdzi Roman, za to swojsko i przyjemnie, nie boi się człowiek nic dotknąć, w przeciwieństwie do salonu z czekolady gdzie niejedno można niechcący nadpsuć, nadtopić, nadgryźć i w rezultacie popłynąć na ojro.
No comments:
Post a Comment