Wybuchło. Wiedziałam, że tak to się skończy. Ile można ukrywać prawdę, nawet jeśli się jest królem? I nawet jeśli się jest królem nie jakiejś małej Belgii, ale połowy Europy w postaci Hiszpanii? Sięgającej niegdyś od oceanu do oceanu, za to teraz już tylko od morza do morza. Której macki jednak Belgii sięgają nadal, i to już nie historycznie i politycznie, lecz aktualnie, bo w wieku XX., i to macki dosłownie?
Z zastrzeżeniem, że nie wiem, czy tak wypada mówić o rękach królewskich, czasami zamieniających się jednakże w macki w znaczeniu wiecie jakim. Jakim, dopytuje Roman? Ksenia, nie bójmy się się tego słowa. W znaczeniu macającym. Na poziomie międzynarodowym, a oprócz tego - seksualno - królewsko-arystokratycznym. Stąd już prosta droga do skandalu.
Prawdziwie wybuchowa mieszanka, stwierdzam. Wielki kaliber Ksenia, sprawa wagi państwowej. Gdzie, u nas na Sanżilu? Nie, głównie w Hiszpanii, ale za sprawą jednej labelż. Czyli w grę wchodzą stosunki międzypaństwowe, unijne, odpowiedzialności przed sądem, nie wiadomo jakim, przed historią i wyborcami. Galimatias się narobił. Będzie skandal, prorokuje Ana.
Może któraś mi wreszcie objaśni, o co chodzi, dopomina się Roman, niegustujący w skandalach, albo tak dobrze udający, bo jak żyję, a trochę tych lat się nazbierało, nie tyle, co u Any, ale zawsze; a więc póki i póty żyję nie widziałam nikogo, kto by się w głębi ducha nie interesował skandalami, albo skandalikami na skalę lokalną. A tu skandalisko międzynarodowe.
Chodzi o to, zaczyna Ana, że były król Hiszpanii znalazł się w opałach. Który, Hułankarlos? Owszem, Don Juan Carlos I o nazwisku de Bourbon, przepisz Ksenia bez błędów. To on już były? Tak, niby nie musiał abdykować, ale uległ namowom, by jednak odejść, bo trochę mu się nagromadziło za skórą. Kochanki, polowania, wystawne życie, niejasne poparcie polityczne w przeszłości, szwindle zięcia, córka oszustka - trochę dużo, jak na jednego króla. Wiadomo było, że lubi kobiety. Krążyły plotki, że ma nieślubne dzieci. Póki był królem, nic mu za to nie groziło. Ale teraz nie jest. I wybuchła bomba.
Wszystko zaczęło się od telewizji, doczytuję. Mama Ingrid ogląda sobie kiedyś tiwi belż, pokazują króla, a ona do córki: oto twój tatuś. I teraz ta córcia, Ingrid Jeanne Sartiau oskarża króla Hiszpanii, że jest jej ojcem.
Nie po raz pierwszy go to spotyka, ale gdy był królem, chronił go całkowity immunitet. Ksenia, to znaczy po ludzku, że był praktycznie bezkarny. Hasał, oj hasał, wszyscy wiedzieli. Zofia w zamian rozmodlona, no ale wierności sobie nie wymodliła. Widać zła modlitwa, wtrącam, licho wie zresztą?
Teraz też dwór wpłynął na parlament i prędko uchwalono, że i po ustąpieniu z tronu króla nadal chroni częściowy immunitet, ale parlament chyba nie przewidział, że będą go ścigać za seksualne harce z przeszłości i zdaje się, że hiszpański sąd będzie musiał się poważnie zająć tą sprawą. Bo Ingrid przeprowadziła testy DNA. Wraz z nią - jeden taki Alberto z Hiszpanii, który także oskarża króla, że jest jego tatusiem. Dodajmy, że niezwykle czułym i kochającym, skoro skłonił matkę biologiczną chłopca, by ta oddała go do adopcji.
Spłacili ją jacyś dworzanie, wzrusza ramionami Ana. Ohyda. W każdym razie testy Alberta i Ingrid wykazują, że są oni rodzeństwem w 91%. Co oznacza, że brakujące 9% wynika z różnych matek, a 91% - że są blisko spokrewnieni. Przez tatulka właśnie - prawdopodobnie, bo ten milczy. Znaczy się - rzecznik dworu milczy, bo co ma powiedzieć? Wstyd i hańba, a najgorsze to uciszanie i załatwianie spraw pieniędzmi.
Już mu tam świętobliwa Zofia kołki na głowie ciosa, stwierdza Roman. O, słusznie mówiłam, że i Roman całkiem nieźle zna się na rodach królewskich i takich tam plotkach.
Pociosa dopiero, jak to się oficjalnie okaże prawdą! Na razie robią wszystko, by nie doszło do procesu. I dzieci burbonki pewnie dołączą, bo to będzie oznaczać, że po Europie, a kto wie, może i po innych kontynentach pląta się nie wiadomo ile burbonowej dzieciarni? Hułan lubił zapolować w Afryce na słonie, to może przy okazji i na co innego - kogoś właściwie - ustrzelił? Lub złapał na lasso, że umaję ten wpis od siebie. A czego by się jego oficjalne dzieci burbonki miały bać? Raczej nie tego, że Alberto, Ingrid czy nieznane bliżej potomstwo sięgnie po koronę. Co to, to nie. Ale pieniędzy mogłyby zażądać. Dużych. W ramach sprawiedliwości dziejowej, kojarzę?
Raczej tzw. zamknięcia buzi, tak Ana. Oficjalnie - w ramach spadku. Król jest stary, Hiszpania jest bogata, nawet jeśli w czasach kryzysu niby biedna. Podobnie jak Belgia, podobno. Pic na wodę, tak to widzi Ana. Do tego dochodzi rozgłos. Można napisać książkę, zagrać w filmie itp. Tantiemy lecą. Można sobie do końca życia wygodnie żyć z odsetek. Podobnie jak oficjalnie uznane dzieci od najwcześniejszych lat, zresztą.
Czyli nie będzie labelż na tronie espańol? To i tak by było trudne, choć może mniej, bo podobno po zmianie konstytucji hiszpańskie królewny będą mogły zasiadać na tronie. Jednakże tylko te z prawego łoża, póki co. Urodzone w Hiszpanii, a nie w Belgii, nawet jeśli tu kiedyś Hiszpania była. Czasy się zmieniają, granice przesuwają, królowie umierają, ale etykiety trzymają się mocno. Nie dopuszczą Ingrid do królowania. Za to będzie bogatsza.
Ale czy to oznacza jakiś polityczny problem dla nas tu, na Sanżilu, chcę wiedzieć? Albo tam, gdzie pałac, w Brukseli tysiąc? Póki co, nie. Przede wszystkim dlatego, że rodzina królewska zrobi wszystko, by sprawie ukręcić łeb i by macki Ingrid nie sięgnęły królewskiego skarbca w Madrycie. Gdyby były problemy, pewnie będzie interweniował dwór brukselski, gdzie przecież znają się na załatwianiu spraw z nieślubnymi dziećmi, kpi Ana. W Ingrid widzę jednak jakiś upór. I dobrze. Oko za oko, ząb za ząb. Macka za mackę.
No comments:
Post a Comment