Wszystko za sprawą szkół. Wiadomo, zbliżają się ferie, to i polityka się zainteresowała nauczaniem, by wyrobić kilka punktów wyborczych rzutem na zimową taśmę. A że nie ma się szczególnie do czego przyczepić, bo i oceny dobre, i miejsca w kreszach i przedszkolach jakoś starczyło dla wszystkich chętnych, a nawet niechętnych, nauczyciele chwilowo nie protestują na ulicach i nie palą samochodów - to rozejrzał się jeden i drugi polityk, zarówno ten mówiący tym łatwiejszym akcentem, jak i trudniejszym - i powiedział do siebie w cichości duszy: mam! Chusty! Regulujmy!
Tak się przedstawia w skrócie diagnoza społeczna 2015 Any Martin. Niechustującej.
Nie chustuję, nie chustuję, ale nie z przekonania, tylko ze starości, dopisz koniecznie! dopomina się o sprawiedliwy obraz swojej skrzywionej osoby Ana. Plecy już nie te, nie te od dziesięciu lat, to jak miałabym nosić dziecko? Groszek to wcale nie Groszek, tylko Groch wielki w końcu, nie mówiąc o Iwonku, który w chustę po prostu nie wejdzie, co najwyżej w wersji owiniętej na węża, mówię z mądrą miną. Zdradzę ci Ksenia, nie było cię z nami wtedy, że nie wchodził nawet w wersji groszkopodobnej. Protest malował się mu na twarzy? Żeby to protest. Krzyk!
A Roman nie chciał chustować? Trudno w końcu o nowocześniejszego ojca. Chciał, a jakże, liczne próby podjął, ale poległ. Pokonany przez chustę? Tak. Po prostu go osaczyły metry tkaniny i już. Z pięć metrów całych. Nie dał rady być ojcem na wysokości oczekiwań ekobjo, trudno. Ale lepszy taki ojciec, niż żaden, pocieszam, jak mogę.
Za to teraz Martinowie będą mogli nadrobić chustowanie, i to także w atrakcyjnej drodze protestu. Albo przyklaśnięcia. Bowiem należą do grupy rodziców prawie uczniów. A w szkołach znów rozgorzeje spór, czy dopuszczać w nich chusty, czy nie. Tak coś czuję, jak czytam media. Niezły bałagan panuje w Belgii pod względem chustowania. Chłopaków to co prawda nie dotyczy, co najwyżej wzrokowo, gdy na te chusty pochylone nad zeszytami będą patrzeć. Lub nie
Chodzi bowiem o chustowanie głową, ale nie przez babcie, tylko przez uczennice. Wszystko się zmienia, wiek chustujących też, co się dziwicie. I reguły w szkołach. Tam, gdzie się mówi trudniejszym dialektem, wśród Flamandów, by nie powiedzieć Flamaków, chusty w szkole nie uświadczysz. Chyba że schowaną w tornistrze (a czy są jeszcze tornistry?), bo oficjalnie, na głowie, nie można się z nią pokazać.
No tak, chusta jest traktowana jako symbol religijny, i w szkołach świeckich nie wolno jej nosić pewnie, rozumuje Roman. Nie mówiąc o szkołach katolickich, gdzie prędzej przydałyby się krzyże, co? dodaję. A nie, niespodzianka! odkręca wszystko Ana. Belgia to jednak Belgia, zawsze zaskoczy, co zresztą dobrze świadczy o tolerancji religijnej a la belż: to w katolickich szkołach flamandzkich chustować można, lub nie, w zależności od dyrektora, natomiast w tzw. szkole libre, wolnej czyli, czyli świeckiej, nosić nie można w żadnym wypadku. Co jest dziwną interpretacją wolności, tak na marginesie.
Jeszcze dziwniej u Walonków, ciągnie Ana. Tu to dopiero bałągan. Jak zwykle, komentuje Roman. Bo oto każda szkoła może uznać, czy zezwoli na chustowanie czy nie, w specjalnym regulaminie. Czyli zazwyczaj zabraniają, tak? uśmiecha się Ana. Nie to, bym była za chustowaniem głową, feminizm mi na to nie pozwala, ale wolność to wolność. Demokracja to demokracja. A belgia to Belgia, kwituej Roman.
Okazuje się, że to taka wolność na niby. Bo choć niby chustę nosić wolno, to w rezultacie regulaminy sprawiają, że chustujące uczennice można policzyć na palcach jednej ręki. Tej czystej, zapewne, komentuje Roman. Czystej od czego? Od dotyku szatana, stwierdza Ana. Ach, ci niewierni, wzdycham. Ciężko ich zrozumieć.
Teraz sprawa chustowania wraca na wokandę, jak widzę, doczytuje Roman. We Flandrii podnoszą się głosy, że trzeba by coś ustalić na poziomie kraju; i założę się, że chodzi o zupełny zakaz chustowania w ławie szkolnej, zgaduje Ana. Zgadza się. Wszystko pod płaszczykiem wojny, bo podobno każdy może sobie chustować, nawet terrorysta męski, słyszałam nawet ja, Ksenia. I wnieść pod chustą bombę. Na przykład.
To jest ta wolność chustowania, czy nie, pytam. Zależy, wzdycha Ana. Jak ze wszystkim, gdy chodzi o kobiety. Niby wolność jest, ale sama widzisz: jak się chustuje brzuchem, to dobrze dla dziecka, źle dla kręgosłupa. Jak się nie chustuje, to dobrze dla pleców, źle dla imidżu ekobjo. Jak się chustuje głową, to źle, bo się drażni polityków, ale dobrze, bo się nie drażni ojców i braci. Zawsze jakiś problem. I zawsze dla kobiet.
Bo chusta to przykład opresji. Opinii publicznej wobec kobiet, wygłasza Ana. Nigdy nie może być dobrze, jak ze wszystkim w macierzyństwie i kobiecości zresztą. Niby jest wolność, a jej nie ma. Zawsze pod pręgierzem, czy to opinii publicznej, czy to polityków, czy religii, czy rodziny. CZy to w Polsce, czy w Belgii. Ciężko zachować spokój, który przy chustowaniu, a szczególnie motaniu chusty na brzuchu i ozdobnym upinaniu jej na głowie, jest jak najbardziej pożądany.
Kiedy się to skończy, narzeka Ana. Kiedy wreszcie będzie można chustować z głową wolną od chusty na własne, a nie polityczne życzenie, z brzuchem na wierzchu lub nie, a przede wszystkim z poczuciem, że własnym ciałem rządzę ja?
No comments:
Post a Comment