Dobrze, że w roku nie ma 70 milionów dni, tylko około 300-400, jak mi się pałęta po pamięci. To i tak aż zanadto, jeśli chcieć wybrać dzień urodzin. Nie swoich, lecz swojego potomka lub potomkini, dodam dla pań na ef. Co z kolei trafia do konkursu na najpopularniejszy dzień urodzin. W okolicznościach Sanżila. Czego to ja dziś statystycznie nie wyczytałam!
Dni jest 365 lub 366 evtl., przypominam. I skąd wzięło ci się porównanie do 70 milionów Ksenia? Jakiś absurd, stwierdza Ana Martin. Nie bez kozetki to cytuję, odparowuję: przeczytałam wczoraj, że z gugla czy innego fejsa wyciekło 70 milionów rekordów. Bardzo mnie to zastanowiło, że co i jak, dotąd myślałam, że rekord to coś pojedynczego. A może chodziło o 70 milionów kategorii? Ach, to po prostu fatalne tłumaczenie z angielskiego, tłumaczy Ana. Szerzą się teraz takie nowinki językowe, bo piszącym nie chce się wysilić i poszukać polskiego odpowiednika. Stąd rekord, a chodzi o zapis. Cyfrowy zapewne. Czyli taki, którego nikt nie widział, ale który wycieka. To dopiero absurd.
Rekordy też wyciekły. Inne, w Belgii. Do prasy wyciekły. Mianowicie rekordy urodzin. Dane osobowe noworodków? Nie Ana, przecież dobrze używam, co to, niby złą tłumaczką jestem? Rekord w sensie najwięcej lub najmniej. Na dzień. Prasa, a za nią inne media ogłosiły, w jaki dzień w Belgii rodzi się najwięcej dzieci. I są rekordy w jedną i drugą stronę.
Ciekawam wielce, co wygrało? Ana. Jaka Ana? No święta Anna, Ana, Andzia, Anusia, Aneczka, Anka, Ania, Anulka i inne wersje, do wyboru, do koloru. Czyli 26 lipca. Ach, to nie sama Ana, ale także Grażyna i Mirosława, albo Mira i Sława osobno, plus mniej znane imiona, które co rusz dorzucają do kalendarza, dba o sprawiedliwość Ana nasza nieświęta. Ale też nieświętobliwa, uzupełnia sama zainteresowana. A ile to dzieci rodzi się w tym dniu? Średnio, statystycznie, rekord w sensie zapisu wynosi 1743 sztuk dziecka jednej lub drugiej płci, bez dyskryminacji.
Piękny wynik! cieszy się Ana. A potem, jakie dni? Kolejno: 20 grudnia, 20 września, 19 lipca i 6 września. Wszędzie ponad 1700 dzieciarni na dzień. Śmiesznie. Co śmiesznie? Że ten lipiec i wrzesień tak dominują. Nijak nie można tego połączyć z jakimś dniem wolnym 9 miesięcy wcześniej. 20 września to jeszcze od biedy zwalamy na Boże Narodzenie, 20 grudnia na Wielkanoc, jeśli korzystnie wypadnie. Ale 19 lipca? To ci zagadka dopiero!
Może początek jesieni, proponuje nieśmiało Roman. Konieczność grzania się w domu, czyli? W łóżku nawet. Hmm. Kto wie, kto wie, zastanawia się główny urząd statystyczny w postaci i osobie Any. Biorąc pod uwagę lokalny poziom ogrzewania domów, to możliwe. Za to 20 grudnia to moim zdaniem pic na wodę, wywoływane porody, by na święta być w domu. Że też w niewierzącej Europie taki zabobon jest możliwy w ogóle.
Ojroka! Ksenia, Eureka, ile razy mam powtarzać, zżyma i wyżyma się Ana. Co cię tak olśniło? Ano, dlaczego na 25 grudnia przypada z kolei absolutny dołek urodzinowy. Bo 20 szczyt, to już nie ma się kto rodzić, tylko te najbardziej oporne na namowy lekarskie matki się ostają. Faktycznie, tylko 877 nowych lebelż lub potencjalnych lebelż, którymi staną się - lub nie - w wieku 18 lat, bo póki co - nieświadomych pochodzenia obcokrajowców, spogląda do tabeli Roman.
No tak, nikt nie lubi spędzać świąt w szpitalu, to pewnie wywołują porody na siłę, by razem do stajenki lub żłobka. Bo nie sądzę, by to dało się naturalnie osiągnąć. Lekarze stosują tzw. delikatny nacisk, bo chcą mieć wolne w święta..ale ja się nie dałam, dumnie podkreśla Ana; i teraz wiem, że lajkuję święta w szpitalu. Bardzo sobie chwalę, chwała chwała i to nie na wysokościach wcale, była, tylko dołach statystycznych! I Groszkowi też to na dobre wyszło, choć na całkowitą depresję nie chciał trafić, więc tylko na pochyłą, z 23 grudnia w paszporcie.
Ana, a przecież i Iwonek też w świątecznej atmosferze się pchał, przypomina Roman. Dobrze, że świadom statystyk widać, opóźniał, jak się dało i nie dał się namówić na 15 sierpnia, lecz zgodził - po długotrwałych negocjacjach - na 16. Trudne to były negocjacje, ale doszło do porozumienia, cha cha, święta i świętobliwa prawda.
Ja też dobrze, że nie belż się rodziłam, ani Roman, oblicza Ana. Same doły statystyczne zapełniliście, kiwam głową. Olśniewa mnie znów: to i nic dziwnego, że z Martinów ślubni, mimo że bez ślubu prawdziwego, ale lepsze to, niż nic. Szuka swój swojej i na odwrót wicewersa, to i znalazł i znalazła. Mniejszości ciągną do mniejszości. Statystycznie. Wszyscy oboje świąteczni, dobrze, że dzieci nie dały się wpuścić w kanał i siłą walczyły o inne daty.
Z kanału się raczej dały wypuścić, jeśli już, uśmiecha się Ana. Ale nie na święta. Jak to ktoś powiedział: przynajmniej będą mieć urodziny. Bo co za (u)rodzina bez urodzin. Po datach - święta prawie. A po słowach - nieświętobliwa wręcz. Też rekordy bije. I jak to zapisać rekordem w jednym zdaniu?
No comments:
Post a Comment