Kosmos, mruczy nadal Ana Martin, kosmos normalnie! Już cały weekend tak ma kosmicznie, bo to najpierw zlądowała z nieba literatka z Polski A jak najbardziej, a teraz okazuje się, że i lokalni brukselscy obcy pozazdrościli, i się wzięli za polską sztukę. Kosmos. I to nie wiadomość z kosmosu bynajmniej, o Kosmosie co najwyżej.
Też nie wiedziałam, o co Anie chodzi, bo jednak czego nie doczytałam za młodu, to i na starość nie będzie łatwo sobie wbić do głowy. Grzechy młodości będą się za mną ciągnąć i za granicą, nie ma ucieczki i na Sanżilu, ale cóż, braki nie do odrobienia w dorosłym życiu między kreszem, kaszą i ciągłą obserwacją sanżilowskiego życia. Bo w kwestii kosmosu znów o literackie książki się rozchodzi.
Kosmos to polska książka bowiem, nawet jeśli tytuł jak najbardziej międzynarodowy, a nawet międzyplanetarny, jak zauważa słusznie Roman. Polak to napisał, ale zagraniczny, w kraju zwanym jakoś tak egotycznie...zaraz ...zaraz...mam! Argentyna! Wiedziałam, że z czymś się to kojarzy, a mianowicie z pieniędzmi.
Tak tak, są kraje rozwinięte, nierozwinięte, Japonia i Argentyna, jak twierdzi mędrzec, donosi Roman. A w Argentynie Gombrowicz i jego kosmos. Tzn. obecnie w Brukseli, jak pisałam.
Proszę Ksenia, nawet nie tak egzotyczne skojarzenia jednak, chwali Ana. Tym bardziej, że nasz lokalny twórca, znaczy się - nie aż tak bardzo lokalny, bo posługujący się zdecydowanie tym drugim dialektem, albo go przetłumaczyli na potrzeby mediów, o pieniądzach właśnie mówi. Ruben ma na imię, Desiere na nazwisko. Znaczy się nie Polak autor, bo ten to Głąbrowicz był. A Ruben - w swoim filmie mówi. O tym, jak kosmos trafił do klasztoru. I Jezusa o nazwie Gesu.
Gombrowicza sfilmował? Otóż nie. Sfilmował słowackich Cyganów o politycznej nazwie Romowie. Hmmm...dokumen czyli? Nie, opowieść z czasów, gdy Romocyganie wdarli się do klasztoru i w nim zamieszkali. Tworząc w ten sposób taki mały kosmos. Rubenowi sytuacja skojarzyła się z Gombrowiczem. Ale dlaczego, dopytuje Roman.
Ja tam nie wiem, rozkładam ręce. Jak mówiłam, nie czytałam i pewnie nie przeczytam. Ana twierdzi natomiast, że Romowie to dla lebelż kosmici, i tak się Rubenowi skojarzyło. A może o co innego się rozchodzi, co trzeba by swoimi oczyma zobaczyć. I będzie nawet można, w Brukseli Tysiąc. Z biletem, bo bez biletu za darmochę już było, no ale kresz i kasza uniemożliwiły wizytę w gminie Eterbek. Albo w Holandii, za granicą czyli, bo tam to trafi Ruben z Głąbrowiczem w kieszeni.
Sprawdźmy. Hmm. Wedle gugla, film opowiada historie kilku słowackich rodzin w 2013 r., teoretycznie więc to dokument. W casie kręcenia filmu coraz bardziej realne stawało się widmo usunięcia Romów z kościoła. Oto cała historia, doczytuje naprędce Roman na guglu. Polaka ani Głąbrowicza tu nie widzę za bardzo, zresztą z tego wywiadu wynika, że i sam filmowiec za bardzo nie.
Tytuł się ostał. To ci kosmos dopiero.
Brawa dla młodzieńca, 24 lata i taki sukces! Roman, dziś to jest dopiero zdolna młodzież, co? śmieje się Ana Martin. Festiwal w Rotterdamie to nie byle co, mówi z miną znawczyni. Cieszmy się chociażby z tego, że dziennikarze pytają o tytuł, i wtedy nie ma szans, by uciec od polskich akcentów. Zawsze coś skapnie, i tak Gombrowicz idzie w świat. Pozytywny pi-ar dla Polski taki, czyli, podsumowuję, powstaje.
No comments:
Post a Comment