Wednesday, 24 June 2015

(308) goło na rowerze

Goło, ale wesoło. Nago na rowerze. Raz pod wozem, raz na wozie, bo fortuna kołem się toczy. O tym wszystkim myślałam w ostatnią sobotę. Zimną, dodajmy, ani nie wiosenna, ani letnią. Za to pod względem emocji, szczególnie kierowców mijających nagich rowerzystów - gorącą, że hej!
Gołych rowerzystów? Jak w filmie flamandzki słynnym? Naprawdę? Gdzie to? śmieje się Ana. A u nas, na Sanżilu i w okolicznościach, a jakże. Ksenia, no co ty wymyślasz, w taką pogodę? nie wierzy Ana, a przecież sama widziałam własnymi oczyma i oczami, widziały gały, co brały, a brały okulary, by ostrzej widzieć, to i widzą. Mama, serio! naprawdę! emocjonuje się Iwonek. Pan bez koszulki jechał na rowerze koło pani poktukalki, jak szłem z tatusiem po rogaliki! Miał kwiatki! krzyczy Iwonek.
Potwierdzam, potakuje Roman. Jechał golas. Wesoły. Na rowerze, w wianku, z torbą płócienną oczywiście, jak ty Ana zupełnie. W sensie torby, bo golizny to nie, gdzie te czasy ach. Wianek dziewiczy też nieaktualny, dwa efekty mamy w mieszkanku, a świętojański - dziś popłynąłby w nocy, gdyby był. Ale nie był. Za to na panu był. Taki co on umajony był gdzieniegdzie.
No ale po co rowerzyści się rozbierali? Bo to taka akcja była w sobotę. Nagusy na rowerach przejechały przez miasto w ramach protestu przeciwko polityce nieuwzględniającej potrzeb rowerzystów. Więc uradzili, że w ten sposób na pewno zwrócą na siebie uwagę. Skutecznie chyba, skoro nawet żłobkowicze się zainteresowali takimi cudakami. I wiankami.
Cudacy tym więksi, że zimno było, że hej. Źle coś datę wybrali, ale skąd mogli wiedzieć, teoretycznie fetdelamuzik, najdłuższy dzień, najwięcej słońca  wszystko wskazywało, że przejażdżka na goło to będzie czysta przyjemność  wręcz orzeźwienie. A tu pogoda spłatała psikusa. Wiatr. Chmury. Wilgoć. I siadaj tu pan albo pani gołą pupą na siodełko. Nie wiadomo nawet, jakie gorsze w tym kontekście, plastikowe czy skórzane.
W sumie żal pe-el, że zebrało się tylko 150 golasów. Tylko? Aż! Przecież aż 150 osób postanowiło poświęcić swoje zdrowie i wygodę, by dobrze się jeździło tysiącom. Mówię to trochę na żarty  a trochę nie. Bo niestety jest tak, że o ile coś nie szokuje, to i nie odnosi żadnego skutku. A tu proszę, jaki przekaz medialny poszedł w cały świat. Że Sanżil i Bruksela to nie tylko miasto limuzyn z prezydentami za szybami, opancerzonych w sztywnych garniturach i krawatach, ale także wolności, gdzie na rowerze do pracy może zasuwać nawet taki jeden z drugim panem z szumana. Popieram!
Ciekawe teraz, czy zrealizują ich postulaty i kto? Zbudują te trasy czy nie? No i najważniejsze: czy na rowerze po Sanżilu to już tylko nago jeździć będzie można? Znaczy się: w w wianku gdzieniegdzie i ówdzie?

No comments:

Post a Comment