Tuesday, 13 June 2017

rower

Mohamed, a ty chciałbyś rower - zaczyna Ana Martin przemowę do Iwonkowego przyjaciela, ami na sanżilowskie.
Mohamed kiwa kędzierzawą głową, że tak. Z pewną taką nieśmiałością, bom ci on niebywale i dobrze wychowany, choć zapewne nie w naszej wierze, oby o wartościach nie byli zapomnieli, rodzice znaczy się, bo to już w ogóle by sodomiaigomoria były do kwadratu.
Iwonek na to: Hurra, Mohamed, będziesz miał mój rower, wiesz? Ja go nie chciałem, więc dałem go Janowi, ale nie szkodzi, zabierzemy mu, bo on już ma nowy rower, nie taki piękny z pingwinami, bo ten jest mój, ale taki z piratami, czarny. A ten jego stary, niebiesko-czerwony, bardzo ładny też, możesz sobie wziąć, dobrze?
Nie dobrze mówi oczywiście, bo chłopaki gadają se tak międzykulturowo i międzynarodowo na Markonim bynajmniej nie po polsku, o jezu, sami przecie żeście pojęli, że to po francusku musi być, skoro nasz mały emi-imi z emi-imi skąd inąd tak se nawijają.
Ksenio, mogłoby by być jeszcze po niderlandzku.
Po jakiemu?
Po flamandzku powiedzmy.
Ewentualnie po arabsku, ale jednak nie te zdolności.
Może i by mogło, ale jakoś tego nie widzę, ani nie słyszę u ciebie Roman zresztą głównie, bo Ana Martin to wiadomo, we wszystkich językach sobie poradzi. Więc nie myl mi tu wątku, bo na żywca jadę z tłumaczeniem.
Już nie mylę, ucisza się Roman.
Bo rozmowa między Mohamedem a Iwonkiem to tylko wstęp do najważniejszego. Czyly kobiecej rozmowy kobiety emi-imi stamąd z kobietą emi-imi stąd bardziej, bo z bliżej. Z Polski A dokładniej. Z Aną, o jezu, by już nie trzeba nic dopowiadać.
Bo gdy Ana się dowiaduje, że oto Mohamed marzy o rowerku, a u Jana się takowy marnuje - postanawia działać. Jak to Ana.
Więc po upewnieniu się, że chusta z zieloną marynarą kryją w sobie mamę Mohameda - niezwłocznie rusza.
Staje w tym swoim kusym zielonym liściastym stroiku, jak nie przymierzając krzak jakiś, przed mamą Mohameda i wcina się w rozmowę 
z dwoma emi-imi stamtąd; inaczej się nie da, gdyż mohamedowa mama przerw nie stosuje.
Ana wyciąga prawicę, przedstawia się, i wolno zaczyna mówić, że ma rowerek dla Mohameda.
A ja widzę z boku, że zrozumienia brak. Nie takiego multi-kulti emi-imi, tylko języka. Najprostszego czyly.
Ana powtarza więc, że ma rowerek i czy chcą, bo Mohamed chce owszem, i czy to sawa, by dać.
Ona: sawa sawa i Mohameda woła i coś tam dalej.
Ana zaczyna się denerwować takim lekceważeniem rowerka i mówi: czy madam me komprą.
Na to inna z zachustowanych, młoda i piękna, zaczyna tłumaczyć na francuski, dziękować Anie i źle się czuć za tamtą.
Anie robi się milej, ale celu nie osiąga, na swe wyczucie. Kopie mnie w nogę.
A ja ją.
Więc Ana wyciąga ciężki argument - męski. I mówi, że ona wa parle o mesje w poniedziałek. Bo rowerek jest gratisowy i dlaczego Mohamed ma go nie mieć.
Mama Mohameda macha ręką i sawa.
Miła i ładna dziękuje.
Ana odchodzi ze spuszczoną głową, tak samo jak Mohamed. Bo coś to porozumienie emi-imi cierpi czasami.
(Ale tato komprą, że damy rowerek i Mohamed będzie miał).

No comments:

Post a Comment