Thursday, 1 June 2017

taksi

Wsiada Ana Martin nocą do taksówki. Na taksę, mówiło się kiedyś, ale bo ja wiem, chyba na Sanżilu to zanikło nawet już wręcz. Więc do taksówki wsiada.
Nocą, bo była się wypuściła aż na Woluwy.
I pan bardzo miły, nawet wie, gdzie to Anę dowieźć, bo jak bumcykcyk, niektórzy taksiarze to nie tylko chyba żadnego egzaminu nie mają, ale i dżipiesem, dzikim psem, się posługiwać nie umieją.
Niezwykli Boże no, ja też nie, o Anie Martin nie wspominając. A romanowy, kawalerski, już dawno zgubiony albo przerobiony na zabawkę.
Więc Ana już w taksie siedzi, zaciąga się powietrzem i stwierdza, że zapach ten sam, co niegdyś w Polsce A B i C zapewne, choć tam akurat taks nie było, a jak były - to Ana tam nie bywała, taka miastowa już ta nasza jest i już.
Powietrze papierosowe, potwierdza Ana. Jak najbardziej.
I wtedy rusza ten taksiarz, i wtedy zaczyna pikać.
Ana uprzejmie pyta: co tak pika.
I dowiaduje się oto, że wóz dobry jest, choć czeski, ale tylko takie na stanie mają. Cztery lata ma, pani, i sto tysięcy nim robimy rocznie z kolegą, bo we dwóch jeździmy. To czterysta już ogółem daje. Nowe wozy już zamówione. Ale ten pika, co podskoczymy. Taki błąd fabryczny. Już się przyzwyczaiłem.
Ja nocki obrabiam, on dni, bo ma małe dzieci, to mu pasuje, wie pani, dzieci podrzucić, nie wiem, czy pani dzieci ma, bo ja owszem, ale dorosłe. Madam też jest dakor, bym noca jeździł, to tak jeżdżę, bo lubię swój zawód.
A długo tak już pan na taksówce?
Siedemnaście lat, proszę pani (panią by było, Ana, po polsku, zapewne, podpowiada Roman).
Może.
W każdym razie panu na osiemnasty rok idzie, oblicza Ana.
Tak, czas leci, prawda? Wcześniej w banku pracowałem. Pani z Brukseni?
Nie.
A tak ładnie pani mówi po francusku. No proszę. Ja to Brukseńczyk jestem. I niejedno widziałem. Ale chyba przestanę jeździć, jak zamkną Botanik. Bo to, co tu koło pani jest, na portdeal, to nic, skończą z małym opóźnieniem i Sanżil ruszy (Porte de Hal, zapisz Ksenio).
Ale jak Botanik pod bazyliką zamkną - już tylko w domu trzeba będzie siedzieć. Koniec świata, mówię pani.
A wiadomo kiedy?
Odsuwają w przyszłość. Po wyborach cha cha, bo wiedzą, że kto podejmie tę deczyję - Bruksenia go lub ją znienawidzi. Nie wybierze. To i się nie pchają przed szereg.
A wie pani, że ja jeszcze pamiętam, jak na Botaniku wiadukt był?
Nie może być!
Taaaak, to były czasy.
A pani to z tej strony ulicy? Ale żeśmy szybko przelecieli. Uprzejmie proszę!

No comments:

Post a Comment