Czasami naprawdę już nie wiem, w jakim świecie żyję. Dotąd myślałam, że na zachodzie pełną całą gębą; zaglądam ja ci dziś jednak do gazety przez ramię zaczytanej Any Martin, a tam tytuł: dzieci pracują w coraz większym wymiarze! I to tu, w Belgii, na Sanżilu i w Brukseli 1000! Naprawdę! Nie zdawalam sobie jednak sprawy, że obecnie doszło w związku z tym wręcz do eksplozji.
Eksplozji pracy dzieci, a nie w pracy, tłumacząc nieco nieporadnie Ksenia. Znaczy, że w Belgii odnotowuje się coraz więcej przypadków zatrudniania dzieci, nawet bardzo małych. Tak zwana tendencja zwyżkowa w gospodarce, czyli, dookreślam, nieco uspokojona jednakże, nie będę kryła, los bezbronnych i maluczkich zawsze mi leżał na sercu; sami rozumiecie, w końcu nie na darmo i nie bez kozery zatrudniłam się na Sanżilu, mimo że to u Any przecież. Bo dzieci są tylko jedne!
Jedne jedne może, ale niektórzy widzą tu wspaniałą okazję do zarobku. I to nie tylko biznes. Także rodzice. Nie wierzę w bajki, że rodzice nie pchają maluchów w objęcia świata biznesu, zwłaszcza tego szoł, wyraża swoje wątpliwości Ana. Może i fakt, że dzieci chcą wystąpić sobie raz, dwa, tak dla zabawy, ale nie sądzę, by któreś z nich marzyło o długich tygodniach pracy na planie? Toż to harówka i nuda, jeszcze większa, niż zabawy z lat 80.
Obrzydliwe jest to w sumie, jak ludzie, nawet tacy mali, od razu wpadają w szpony forsy, ciągnie Ana. Rodzice wpadają, znaczy się, w ich imieniu. To niby dla dziecka te zarobione pieniądze, ale...które dziecko nie pomoże rodzicom? Jak ono całe wypacykowane chodzi i wdzięczy się w reklamie, to co, przedsiębiorcza mama czy tata ma latać po korytarzach telewizji czy agencji i załatwiać nowe kontakty jak kocmołuch? Jasne, że skorzysta, nie wierzę, że nie...I coraz więcej dorosłych widzi tu korzyści dla siebie.
Ksenia, spójrz na statystyki. Toż to naprawdę wybuch! Czyli eksplozja. Promodzieci, tak się to zwie ładnie. 36% wzrostu w ciągu roku. Olala! Jak mawia Iwonek. Odnotowaliśmy wzrost w tym sektorze, mówię w zadumie. Tylko że raczej niepożądany. I to w Belgii, gdzie praca dzieci, młodocianych chyba powinnam napisać, jest zakazana. Chyba że jako promo i w promo.
To, że mali pracują, to było wiadomo. Że nawet tu, na zachodzie. W końcu nie raz i nie drugi widzieliśmy to w filmach i reklamach, oraz ci szczęśliwcy, co nie mieszkają pod jednym dachem z Aną Martin i mogą sobie normalnie obejrzeć wiadomości, bo mają tiwi - w szoł po dzienniku w rodzaju śpiewaj i tańcz razem z nami. Ale ostatnio najmodniejsze są pokazy mody - tam już aż roi się od modeli i modelek około metra 20 czy 30. A wszystko to nazywa się działalnością artystyczną, bo tylko w tym sektorze dzieci mogą pracować legalnie nie tylko przez kilka dni w roku, ale praktycznie na okrągło. Do 2000 ojro na reklamie nawanej dla Walonków można wyciągnąć, a jak już zostanie gwaizdorem, to ho ho! Miliony.
Ogółem w 2013 r. w Belgii odnotowano 4968 pracujących dzieci. Rok wcześniej - tylko 3650. W kulturze i sztuce oczywiście oficjalnie, co oznacza oczywiście nadal oficjalnie głównie pokazy mody i reklamę. W modzie w 2012 r. robiło 98 dzieci, a rok później - już 803! W głowę zachodzę, po coto komu? Przecież jak patrzę na Iwonka, to mu zupełnie obojętne, co on ma na sobie , to znaczy nie obojętne, bo najlepiej - nic. Ale przecież nie o to chodzi w modzie?
Poczekajmy, aż pójdzie do szkoły, a może nawet już przedszkola, zwanego na Sanżilu też szkołą na zapas, martwi się Ana na zapas też. Dopadnie nas biznes i szołbiznes, nie ma szans mu umknąć. On zostanie promodzieciakiem, a my promorodzicami. Oby to się udało zatrzymać, zanim nam go wezmą do filmu...i tyle go na Sanżilu widzieli.
No comments:
Post a Comment