Nie tylko w tym roku Ksenia, protestuje Ana, tylko co roku się pokrywają, bo to to samo. Żarty pierwszokwietniowe odbywają się w Belgii i Francji pod znakiem ryby. Kiedyś polegało to na tym, że pechowcom przypinano do pleców rybę. Teraz została tylko nazwa, bo takie niewinne żarciki nikogo nie śmieszą, nawet, a może głównie, dzieci też nie. Takie czasy. Poważne.
Żywą rybę, nawiązuję z ciekawością? Pewnie zdechłą, więc śmierdzącą; nie wiadomo, co gorsze, ryba wijąca się, czy gnijąca, jak myślisz, Ksenia? Ana wie, że nienawidzę śmieci. Brr, dobrze, że te straszne czasy minęły i nikt mi nie przypnie nic do pleców. A starą rybę najwyżej wyrzuci do śmieci. Wcześniej szczelnie opakowawszy.
A propos, gdybyście coś wyrzucały o nie takim zapachu, co trzeba, jak na przykład produkty dziecięce, to owijajcie to jeszcze mocniej, niż dotąd, przestrzega Roman. Miałaś Ana chyba rację, jak się skarżyłaś, że worki jakieś takie ostatnio słabawe. Nie pierwszy raz miałam rację, wtrąca skromnie Ana; i nie ostatni, dodaję już sama sobie w głębi ducha. Ale skąd wiesz, dopytuje Ana? Z radia się dowiedziałem, chwali się Roman. Jechałem sobie wczoraj, w korkach stałem, to i się nasłuchałem tego i siego, jak to się mawia. Między innymi o mafii.
Mafia workowa? No nie, trzymajcie mnie, bo pęknę ze śmiechu, na to Ana. Serio! Dziewczyno, jaki to biznes! Pomyśl: produkcja to jakieś grosze. Druk - też, tym bardziej, jeśli niewyraźny. Nikt tego nie sprawdza, bo i jak? Ciężko wymagać od śmieciarzy, by kontrolowali każdy worek. Kto miałby na to czas i siłę?
I ochotę przede wszystkim, myślę sobie. Bo worków są tysiące, o ile nie miliony. Dwa razy na tydzień, rano lub wieczorem, co dzielnica, a nawet ulica - to inaczej. U nas środa i sobota. Mamy szczęście, bo ulica dalej wypada już w niedzielę, a w niedzielę - wiadomo, dzień święty, worki też świętują i moje słowa to nie jest żadna kwietniowa ryba. Każdy ma prawo do wolnego! Nawet worki!
Wracając do spraw mafijnych, to ostatnio faktycznie coś tu nie grało. Rwały się od niczego, i to nawet nie dopakowawszy ich pieluchami ze zwykłą iwonkową produkcją. Tą mniej śmierdzącą, nie rybowo-kwietniową.
Od razu podejrzewałam fałszerstwo, mimo że przecież niby nie miałam powodów, bo worki osobiście zakupiłam oficjalną drogą na kartę tzw. płatniczą belgijską w delezie. Dlaczego więc miałyby być oszukane? Widzę jednak, że naprawdę niczemu nie można ufać. Nawet workom. Według Romana, okazało się, że można na nich zarobić tyle, że tej mafii, dla jasności dodam - tureckiej - w ogóle się nie opłacało już uprawiać innych typowych mafijnych konkurencji, jak wymuszenia, prostytucja, napady, porwania itepe. Nic tylko te worki i worki. Ale przyszła kryska. Jakiś śmieciarz widać zabawił się w detektywa i odkrył, co się święci.
Ciekawe, jak wyglądało śledztwo, zastanawia się Ana. Rozgrzebywali worki? Wyrzucali śmieci, odkładali je na osobną kupkę, a worki wysyłali do analizy? Do laboratorium? Oglądali litery pod mikroskopem? Chciałabym to zobaczyć.
A ja uważam, że ten dzielny śmieciarz odkrywca winien dostać za to medal. Bo rzadko się zdarza, aby mała sprawa zmieniła życie wielu osób. Ze śmierdzącego na pachnące. Dopiero w przyszłości oczywiście, bo na razie pakujemy, zawijamy, jak ten świstak na całego. Roman słyszał, że fałszywych, rwących się worków starczy jeszcze na długie lata.
No comments:
Post a Comment