Tuesday, 29 April 2014

(173) słoneczniki

Trochę sztuki, panowie i panie, doprawdy wypada! Za nami już tyle miesięcy, w czasie których nic i nic, tylko te blogi byście czytali moi państwo, tymczasem pora sobie przypomnieć, że Belgia i Sanżil mają też przecież jakichś malarzy światowej sławy, nie tylko sanżilowskiej! Choćby tego artystę od słoneczników.
A moment na to akurat dobry w sam raz, bo oto pierwszy maja, tak tak, już miesiąc mija od płasona dawril i zarazem prima aprilisa, co to razem przypadają zawsze pierwszego kwietnia, jak odkryłam po czasie i co cieszy! Ale nie tak, jak pierwszy i pierwszego maja, też zresztą zawsze i na zawsze razem, bo to i pochód, i flagi, i maki, i wolne, czego akurat nie można niestety powiedzieć o pierwszym kwietnia, szczególnie jeśli przypada we wtorek i ani trochę nie jest wolny. A pierwszy maja, święto pracy i nie tylko, aż prosi się o jakąś artystyczną działalność. W tym roku na Sanżilu można ją nawet powiązać z tym malarzem właśnie, co tom o nim wspomniała.
Ksenia, a jaki belgisjki malarz kojarzy ci się ze słonecznikami, dopytuje Roman. Ana, ty znasz może? Wszystko wiesz podobno. Nie, wcale, co nawet mnie dziwi cha cha; Ksenia, o kogo chodzi? Jak to kogo, sami mnie zabraliście do muzeum Amsterdamu czy Holandii może, i mówiliście, jak to ucha nie miał. Ach, van Gogh, pierwszy kojarzy Roman. Po polsku błędnie nazywany: wangog. W wymowie lokalnej flamandzkiej fanhoh. Albo hoh, ale też fan oczywiście. A my fani, ale tacy turystyczni, od czasu do czasu, podoba nam się. 
Mi też. Mnie. No Ksenia, tylko że on nie był Belgiem akurat, tylko Holendrem właśnie, stąd nasza podróż. 
Ale słoneczniki chyba namalował, co? Nawet u nas w Łapach u sąsiada wisiały na ścianie, choć wtedy nie wiedziałam, że aż z Sanila czy tej Holandii do Polski B zawędrowały. Wolno im. A mi wolno je lubić, jak wszystkie kwiaty zresztą. Dlatego cieszę się, że w pierwszy maja i pierwszego maja będę mogła świętować wraz z nimi. I jeszcze je sobie sama zasadzę!
Gdzie, u nas? Przydałoby się. Balkon smutno wygląda, krytycznie przyznaje Ana. Nie, nie u nas, Bo Roman nie dba i jak nas Ana zabraknie, to uschną. W mieście gdzieś sobie posadzę. Można. Właśnie 1 maja, tu patrzcie!
Ach, słyszałam coś o tym, przypomina sobie Ana wszystkosłysząca. Gerila kwiatowa. Wcale nie, żadna goryla, tylko sadzenie kwiatów, gdzie popadnie, i przez wszystkich chętnych. No właśnie mówię, potwierdza Ana. Guerilla kwiatowa, tak napisz Ksenia, to z hiszpańskiego. Taka bojówka sadząca kwiaty. Walcząca o ładne miasta. A co, zlądowali w Brukseli, pyta Ana. Tak, ta goryla twoja zwołuje właśnie wszystkich ogrodników oraz amatorów do pospolitego ruszenia. Po raz pierwszy w Brukseli odbędzie się masowe sadzenie. Słoneczników. 
Mają rację w sumie. 1 maja lepiej machać słonecznikiem, niż flagą. Z flag tylko kłopoty. A słonecznik szybko rośnie, jest politycznie neutralny i od razu jest widoczny; ale to się Iwonek ucieszy! przepowiada Ana. Chodźcie też coś zasadzimy, co? proponuje. Podobno nasiona można będzie dostać na placu Poelaert, sylabizuję, bo znów mnie atakuje drugi dialekt. Co nawet pasuje słownikowo do tematu gorylowej bojówki. Idę w to.

No comments:

Post a Comment