Thursday, 12 March 2015

(266) chiny

Wiosna nastraja do podróży. Mieliśmy już morze i Blankeberge, huty i Serę, przyszła pora pójśc na całość. A geograficznie, nie mówiąc o demografii, ciężko o większy kaliber, niż Chiny. Okazuje się, że za sprawą Brukseli niespodziewanie dołączył element architektoniczny. Lebelż jak żyw. 
W formie arkad. Tak, tych z parku, tego na Eterbeku, koło meczetu. Przenieśli na inny kontynent, bo Chiny to Azja, haloo, było się uczyć za młodu! Szybko się uwinęli z przenosinami, a taka wielka budowla. Szczerze mówiąc, nawet nie zauważyłam, kiedy, ale to akurat nie dziwota, dawno mnie tam nie było na dzielnicy, do 81 nijak nie wciśniesz groszkowego wózka, chyba że w dwóch częściach, plus Groszek trzeci, a rąk mam przecież tylko dwie, halooo! Wczoraj widziałam turystów, co próbowali, ale im zeszło! I tradycyjnie nikt na przystanku nie pomógł.
Na Szumanie też nie bywam, co im tam po mnie, ale że komisyjny Roman nie zauważył braku arkad? I wilkiej dziury zapewne, która powstała w następstwie? Hmm, no cóż, starość nie radość. A dopiero wczoraj był u okulisty.
Ksenia, co ty wypisujesz, arkady pięknie stoją, trójkolorowa flaga powiewa, coś ci słońce na 8-marcowej manifie przygrzało chyba. Ależ widzę tu przecież wyraźnie, że one już gdzie indziej. W Chinach, znaczy się. Sama popatrz, jak żeś taka mądra Ana z rana. No? No tak, zdjęcie z Chin, ale to nie nasze arkadki, tylko kopia. Kopia arkad? Ale po co to kopiować? 
To już pytanie nie do mnie, tylko do Chińczyków, którzy tak sobie ukochali europejskie zabytki, że koniecznie muszą mieć u siebie własne wersje. Ba! - całe miasta przenoszą. Gdzieś tam w środku ryżowisk stoją więc skopiowane kanały Wenecji, wieża Eiffla, angielska wioska, kawałki Brugii i innych miast. Fatalnie to wygląda, ale ponoć lokalni zabijają się, by mieszkać w pobliżu, a w najgorszym wypadku - zwiedzić w ten sposób Europę. Co kraj, to obyczaj.
Czy to w ogóle legalne? Hmm, tego to akurat nie wiem, na Szumanie by nam odpowiedzieli pewnie, choć z tego, co wiem, Chińczycy niewiele sobie robią z praw autorskich. Zresztą kto ma prawa za takie starocie? Chyba nikt, bo architekci tych koszmarków czują się bezkarni. Do tego też pochodzą głównie z Europy. Arkadki przeniósł do Chin przykładowo Włoch. 
Włoch coś z Belgii? Niepatriota jakiś. Może to taki udawany Włoch z Serę, spod wielkiego pieca, to i poczuł nostalgię za Eterbekiem, jak go tam dali w środek chińskiego pola. Kto wie, może. W każdym razie chińskie arkadki są jednak nieco mniejsze, niż te u nas. O 25%. Nie mówiąc o materiale, pierre bleue belż, narodowej dumy, z którego zrobiono te nasze. Za daleko i za drogo. Chińczycy musieli się zadowolić betonem. Za to nazwą prawdziwie światową i zgodnie z najnowszymi trendami rodem z Warszawy przykładowo: Mingya European Resort. Tzn. w Warszawie raczej bez mingji, uprzytamnia sobie Ana.
A co do niebieskiego wapienia, inwestor chyba nie chciał wesprzeć walońskich kamieniołów? śmieje się Roman. Wolał swoje cementownie? Pewnie taniej po prostu, uznał widać, że rodakom na dobry początek wystarczy to. Niech się i tak cieszą, że mogą luksusowo pomieszkać w cieniu arkad. Bo arkady stoją na osiedlu. I ze zdjęć wynika, że innego cienia na tym ugorze nie uświadczysz. 
Chyba że z Mannekena Pisa, dodaje Ana. Też go przenieśli. I to nie tylko do Chin, uzupełnia Roman, z  tego, co widzę, od lat sika też na dworcu w Tokio. Nie wiadomo, po co im tam, ale skoro się lepiej od tego czują, a lebelż mają uciechę, to czemu nie.
Chyba główna korzyść z tych architektonicznych wygibasów to tylko ta pęczniejąca narodowa duma właśnie. Lebelż i chińska. U nas - że chcą nas kopiować, u nich - że ich stać. I wszyscy zadowoleni. Ciekawe, kiedy przeniosą Pałac Sprawiedliwości i gdzie stanie - to dopiero wyzwanie. Ale to dla chińskiego biznesu chyba nic trudnego.

Mingya Europena Resort

No comments:

Post a Comment