Nowy tydzień, ciąg dalszy wielkich spraw, o których Ksenia, ja, doniosłam już w piątek. Politycznych. Co może za to dziwić, a raczej - zadziwić - to międzykontynentalny wymiar, jakiego nabiera afera. Kubło-Kubli. Taka mała Belgia, jeszcze mniejsze Łoterlo, a sprawa - światowa. Kosmiczna. Na chwilę obecną w dniu dzisiejszym dotarła już do Afryki.
O proszę, to mi akurat umknęło, zaciekawia się Roman. Co tam nabroił nasz Serż? Bo nie czytasz parimacza, toś głupi, wyjaśnia krótko i treściwie Ana. Ksenia, w pisowni francuskiej wspomaganej odmianą polską - Paris Matcha. Czwartkowy numer przyniósł piękną historię rozgrywającą się między Brukselą a Kigali.
Nie Kigali, tylko Kinszasą. Uff, gdzie to? W Kongo, a jakże. Tam Belgów znają aż za dobrze. I nie kochają, oj nie. Nawet nie lajkują.
Już myślałem, że takie historie się nie zdarzają, żeby ktoś zniknął na dobre, mówi Roman po wstępnej lekturze. Jak to nie, a samolot rok temu? Ana ma dobrą pamięć. Fakt. W naszej belgijskiej historii zniknęło mniej osób, tylko jedna, za to ważna. Stephan de Witte. Księgowy. Zapewne - kreatywny. Lat 44, co jest wiekiem niebezpiecznym dla Polaków, wedle mojej najlepszej wiedzy. Dla Belgów widać też, potwierdza Ana; szczególnie, jak zadają się z księżniczkami. A ten tu - owszem. Z lokalną kinszaską księżniczką Odetą. Ups - Odette, to brzmi bardziej dystyngowanie.
Zachciało się Kongijki, jak westchnęła kiedyś pani Jadzia, widząc zakusy Stefana na Włoszkę. Tamtemu Włoszka, temu Kongijka sięzamarzyła. A Polki to złe już? Było rozejrzeć się po Sanżilu, albo Waterloo, u Kubła.
Nie to że złe, za to w Kinszasie nie było pewnie żadnej pod ręką. A Odeta była i znała się na wszystkim. Oraz ze wszystkimi, co trzeba. W końcu - z królewskiego rodu ona. Szast prast i już nasz Stefek, Stephek dla odróżnienia tego od Włoszki, został dyrektorem. Ona go mianowała, bo wpływy ma, że ho ho, sięgają samego Frankfurtu. Tych z Niemiec czyli, tak? A tak. To tam Odeta mieszka i stamtąd bezpiecznie prowadzi interesa. Biznes idzie kwitnąco, a to że Stephek już nie kwitnie - to mały szczegół.
Ale co się stało ze Stephkiem? A kto to wie. Nikt. Zarządzał sobie parkiem i nagle nie ma go. Zginął? Zaginął? Nikt nie wie. Pochłonęło go jądro. Ciemności.
Przestańcie się ze mną drażnić, przywołuję do porządku Anę i Romana. Jakie jądro? Jaka ciemność? Literacka, Ksenia. Conrad tak opisał Kongo. Nieważne - ważne natomiast, że nadal łatwo tam robić niesamowite przekręty. I tu powracamy na belgijską trawkę. A na niej już czeka nasz kubeł pomyj Kubli.
Bo Stephek działał kreatywnie także w zakresie Duforco, czyli holdingu, który nieprawnie zagarnął pieniądze z Komisji. O tym już pisałam, przez weekend mogliście się podszkolić. W każdym razie Duforco działało też w Kongo. Nic dziwnego, skoro tak dobrze im szło w Belgii, to czemu by nie pooszukiwać w Kongo? Fakt. Główka pracuje. Kubła, Kubli i Stephka, znaczy tego ostatniego już nie - raczej.
Głowy i główki to zdaje się polecą dopiero, w Belgii, Łoterlo i Walonii. Skandal zatacza coraz szersze kręgi. Odeta na razie odmawia zeznań. Łez na jej książęcym obliczu podobno jednakże nie widziano. Był Stephek - nie ma Stephka. Będzie inny.
Wcale a wcale mnie to nie dziwi, rzecze Roman, by użyć języka ciemności. Jądro problemu tkwi w tym, że w Belgii świetnie wiedzą, że w Kongo wiele się da ukryć. Wojna pod tym względem nikomu nie zaszkodziła, a wręcz przeciwnie - bałagan utrzyma się jeszcze przez wiele lat. Niejeden Stephek, naiwnie przekonany, że ten czy inny kubeł go wspiera, zniknie, odrobiwszy swoje. Czy wieki XIX, czy XXI, to samo, wystarczy tylko I przestawić. Ciekawe, do jakich wniosków dotrą trybunały. O ile w ogóle koledzy kubła nie ukręcą tej aferze łba. Albo Odeta, jednym królewskim gestem.
No comments:
Post a Comment