Czy na Sanżilu jest bezpiecznie? Głowią się myśliciele głównie rodzaju męskiego oczywiście. Od 21 listopada to kluczowe pytanie, jak słyszy się gdzieniegdzie tu i ówdzie. Ja tam od wczoraj wiem, że tak. Mimo żem niemęska. Bo pomyślcie: właśnie nam przybył nowy obywatel. Z własnej woli.
Tak, dobrowolnie został Belgiem. Najprawdziwszym lebelż. No nie, labelż to mu sie nie uda, choć wiem, że niejedna feministka na ef tak by wolała, z Aną Martin na czele. Ale dobre i to, że męski belż przybył.
Urodził się czy co? kpi sobie Roman.
Nie! i to jest właśnie dowód na to, że okoliczności i Sanżil są bezpieczne. Bo to żadna sztuka się urodzić na Ikselu, Uklach, Iklu czy tam gdzie te szpitale są, jak Tacy iwonek z Grochem. Phi, wyszli se po prostu.
Nie po prostu, o nie, protestuje Ana Martin. Ale fakt, że jakoś się prześlizgnęli przez matkę, no i sito emigranckie bez problemów, żartuje.
Ja twierdzę: sztuka to nazbierać papiery i pójść do komuny, rzucić tekę na stół i powiedzieć: oto ja, zostaję le lub labelżem na własne życzenie.
Kto to zrobił?
Pan kucharz wesoły. Ekobjo. Ten z brodą, co to w preludzie za ratuszem przepisy belż ekobjo jak z nut czyta, mimo że teoretycznie jest Kanadyjczykiem, Australijczykiem i dodatkowym Austryjakiem, tylko nie wiem skąd. Zwiemy go paprykarzem, mimo że on to danie zapisał jako paprikash. Też ładnie.
Przepięknie, zachwyca się Iwonek.
Serio? ma obywatelstwo Kanady, Australii i jeszcze o belgijskie poprosił? To faktycznie musi tu być bezpiecznie, fju fju, pogwizduje z podziwem Roman.
Po co tatusiu, wtrąca się Iwonek.
Dlaczego synku, poprawia Ana Martin.
Właśnie, dlaczego?
Bo Kanada i Australia to dwa z najbezpieczniejszych krajów świata. Niby, zastrzega się poprawnościowo komisyjnie Roman. Pamiętasz, Ksenio, rozmawialiśmy o tym z Fjotrem na Jupiterze ostatnio, jak ten kryzys globalno-światowy wieścił.
Że uciekać trzeba, uradzili panowie, kątempluje Ana. Panie - czyly Ana, Rita i Ksenia - czasu radzić nie miały, bo za dziatwą goniły, zgryźliwie wtrącam. Ale i tak swoje wiedzą. Że gdzie by nie uciec, tam i tak cię dorwą mianowicie. Kryzysem.
To jak w Dawosie zupełnie, cieszę się. Tym w górach, co go w tiwi pokazywali. Też sami łysawi siedzą, potem wstają, ręce ściskają, po plecach się klepią i o kryzysie rozprawiają.
A panie kawę serwują, niech zgadnę.
Zgadłaś.
A kryzys i tak o tym nie wie, co oni uradzą. Wie natomiast chyba paprikash. Mówię wam, głos ludu jest najlepszy. I najszczerszy. Warto się weń wsłuchać. I z Sanżila nie uciekać, skoro nie trzeba.
No comments:
Post a Comment