A wiecie, skąd te butki Maestra? Stromae naszego sanżilowskiego, że ułatwię co mniejszym bystrzakom? Ikselskiego chyba, poprawia Roman, ale dla mokasynów to niewiele zmienia - istotne, że to najnowszy krzyk mody na wsi i w okolicy, jak mawia Ana, cytując podobno komunistyczne powiedzonka z lat 80. Wieś to Sanżil, Iksel - okolica.
No, te ciapki z nóg Stromae, co je tak Roman wyśmiewa, pewnie z zazdrości, na zasadzie psa ogrodnika, to też Ana. Każdy już widział i skrytykował. Polak potrafi.
Zasada psia prastara, prasłowiańska podobno - sam nie zje, i innemu nie da. To Roman miałby być, obrazowo. Zjeść mokasyny niełatwo nawet psu, a tych to by było szczególnie szkoda, bo są kolorowe jak ptaki. Do tego z trwałych, zagranicznych materiałów. Koniec świata to na pewno nie pierwszy raz się zbliża, ani ostatni, jak mężczyźni zaczynają się tak ubierać, alem w końcu nie stylistka, ani nawet dyzajnerka, by się tak autoratywnie wypowidać. Zostawię to innym, na przykład Anie Martin.
Wracając do początku, bo żem się zakręciła, to butki są od nas, wykryła Ana. Z Sanżila, elektryzuję się z radości? Nie, nieco dalej, ale też blisko. Z niejakiego Sonegien. Belgia. Ulokowała się tam fabryczka nekto. Niekto, podchwytuje Iwonek. Nekto to nieco po czesku, wtrąca Roman. Albo po naszemu polsku też brzmi, je tam kto? Nikt to. Nieraz słyszałam przecie. Tera już nie słyszę, tu salony językowe.
Oglądam zdjęcia. Fajna ta fabryczka od niekto. Na 230 osób teraz, a zaczęli od 150. I nie wszyscy w pełni sprawni, to fajne, jak jest miejsce dla tęczowej różnorodności. I pomyśleć, że pan niekto to był naprawdę nikt to do niedawna! Szewc, jeszcze do wczoraj, można by rzec, a teraz, proszę: celebryta. Każdy może mieć swoje dziesięć minut sławy, jak mawiał Mickiewicz, trzeba tylko poczekać. Nawet ja! I nie tylko dzięki piosence, tylko także dzięki pracy swoich rąk. To szansa dla pracowitych.
Firma się rozwija w każdym razie w pięknym tempie, i to w czasach, gdy większość szewców się nie uwija w ukropie, zwija raczej, i interes zarazem, bo jak buty nie kosztują nic, to i szewc jest nikt-im. Niepotrzebny. Nawet najładniejsze mokasyny łatwiej wyrzucić, niż zanieść do naprawy. Szast prast i po krzyku. A w niekto - wręcz nie nadążają z produkcją. W ukropie się zwijają. I stronę mają internetową, że ho ho, Ana na przykład wcale nie mogła sobie tak łatwo poradzić z jej wizualizacją. Może dlatego, że - jak powiedział właściciel - to nie byle co, bo wizualizacje możliwych napraw, wraz z wulgaryzacją zastosowanych terminów. Ana tak przetłumaczyła na użytek domowy, i dobrze, że domowy, to dopytam na boczku, co oznacza ta wulgaryzacja. Obawiam się, że związane jest to z końcem świata, niestety i nieuchronnie.
Najbardziej zadziwiające, i zdaniem Any dające nadzieję na jednak brak końca świata, wkrótce przynajmniej i jakim go znamy, jest to, że niekto wcale nie potrzebował Maestra, by - mówiąc fachowo medialnie - zaistnieć. Okazuje się, że już wcześniej mieli w dosierze 7 tysięcy klientów! Wśród nich znajomych znajomego królika. Który doniósł królikowi, którym z kolei - bo to wszystko są naczynia powiązane - był agent, ale celebrycki, nie od sosny i samolotu z kagjebe, że mokasyny to jest to. I namówił Maestra. Który, w myśl systemu powiązania, zajrzał następnie do swojej agendy, a musi być ona gruba i na sporo do przodu, tak sądzę, szczególnie w wersji nieelektrycznej, zajrzał jednakże, pozastanawiał się, jak to wszyscy światowcy, gdy z mądrą miną zaglądają do agendy - i znalazł!
2 całe godziny ze swojego zapracowanego życia na wizytę w niekto znalazł normalnie. Chodził, przyglądał się, wybierał, grymasił, i jeszcze przy tym wszystkim rozdawał autografy! Po czym wybiegł w butach mokasynach. Tak się to odbyło. Serio i seriożnie!
No comments:
Post a Comment