Thursday, 27 February 2014

(135) riwer

W temacie życia na Sanżilu rozeznaję się coraz bardziej, niejedno umiem sobie wytłumaczyć i przetłumaczyć na nasze, ale są jednak słowa, które mnie powalają na przysłowiowe kolana. Choćby tu przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc pulpetów, jak chce bajka - nijak tego nie ugryzę. Bo jak tu zrozumieć istotę riwerana?
Zacznijmy od tego, że mimo że mam swoje kompleksy, jak każdy i każda, trochę języków w życiu liznęłam i coś mi z tego zostało. Taki angielski na przykład zawiera w sobie słowo riwer. Pisane przez fał, bo oni nie mają wu. Riwer oznacza rzekę, i konia z grzędy temu, kto w słowie riweran, pisanym też przez fał, bo w belgijskim też wu nie uświadczysz, nie odnajdzie riwera. Riweru. Riwru? Czyli riweran to na koński rozum rybak, wędkarz, ten to...no , flisak z dawnych czasów, albo co najmniej marynarz. Rzeczny, na mniejszą skalę, ale zawsze. Tymczasem nie! I tysiąc atletów, i tysiąc kotletów nic nie wskórali - ale co się dziwić, skoro rzeki na Sanżilu nie uświadczysz! To i szukać inspiracji nie ma gdzie. I trzeba zacząć z innej beczki. 
Riweran to po prostu mieszkaniec danej okolicy. Dowiedziałam się tego od jakby nie było samej Any Martin, która - jak każdy i każda  - ma swoje kompleksy, ale trochę języków w życiu jednak liznęła. Ale też się zastanawiała nad riweranem, przyznaje. Nad rzeką usiadłam, i płakałam, śmieje się, aż sprawdziłam. Nie rozumiem nic? Ach, to taka książka, taki tytuł pretensjonalny bardzo. W każdym razie, ciągnie Ana, riweranie, riverains w pisowni, kiedyś tam faktycznie mieszkali wzdłuż rzek. Rzeki wysuszyli albo zmienili im koryta, a słowa zostały. Wot i cały sekret.
A wiecie, że w Brukseli była rzeka? oznajmia Roman. I to niejedna. W parku Duden nawet widać ślady, pokażę w czasie spaceru. W centrum dziś mamy kanał, a i do morza niedaleko. Woda jest i potencjalnie możemy być riweranami. Tym bardziej, że to się opłaca, bo riweranie rosną w siłę! A co się dzieje? Organizują się. Pospolite ruszenie. Chcą się dopchać do głosu i by zwracano na nich uwagę w ratuszu przy podejmowaniu decyzji o losach ich okolicy. Nadbrzeża, można by powiedzieć. Jest ich coraz więcej i są coraz głośniejsi.
Słyszałam coś, przypomina sobie Ana. Chodzi o tych z centrum miasta, tak? Znad kanału, dopytuję? Niekoniecznie. Bardziej spod giełdy, gdzie przez cały grudzień muszą znosić tłumy przewalające się dzień i noc w ramach plezirdiwer. Tak się pisze, zapytowuję? Nie, plaisirs d'hiver. Zimowe przyjemności. Na zimnie. A skoro zimno - to trzeba się rozgrzać. Jedno piwo. Drugie piwo. Wino grzane itp. Potem już jest ciepło, a sikać się chce i hałasować. Przekrzykiwać. I tak do później nocy. Też bym nie chciała, krzywi się Ana, mieć takiego festiwalu pod domem, dziękuję bardzo. Brr. Nie znoszę pijanych tłumów, oświadcza.
Spokojnie Ana, nikt nic pod twoim i naszym zarazem domem nie organizuje, uspokaja Roman, co najwyżej kiedyś Iwonek rozgrywki w piłkę, o ile będą dzieci oczywiście, co będą jeszcze wiedziały, co to piłka. Pomyśl, że riweranie protestują, ale dzielnica na tych plezirach zarabia. 1,5 mln ludzi się przewinęło, nawet jeśli wypili tylko po piwie, to i tak nieźle, co? Słyszałem nawet głosy, że lebelż ma narzekanie we krwi. I tak źle i tak niedobrze. Niedorzeczne to.
To tak jak Polacy, olśniewa mnie! I to nie riweranie nawet, tylko zwykli ludzie z ulicy. Ile wspólnych cech! Fakt, też się pienią z niczego, i po sądach się ciągają. Tu ciekawe, jak się skończy, zastanawia się Ana. Riweranie wynajęli bowiem słynną adwokatkę od psucia krwi, już działa przeciw festiwalom w Boom i Antwerpii, to takie miasta, Ksenia, uprzedza moje ewentualne wątpliwości Roman. Ma się spotkać z burmistrzem, ale na razie głównie się na siebie poobrażali i jest klincz. A prasa ma używanie. Całe szczęście, że do zimy zostało jeszcze trochę czasu.
Fajnie tu napisali, znajduje coś Ana. Że drewniane domki mają brzydkie tyły, czyli plecy. I że zdaniem świadomych riweranów miasto odwraca się tyłem, plecami, zadem do obywatela. Stąd to niezadowolenie. A w tym roku wybory, więc na więcej można sobie pozwolić i nawet na coś liczyć. I dlatego, choć dzieci i ryby głosu nie maja, co znów wodę przypomina, riweranie nie nabrali wody w usta i działają. Pienią się. Bul bul.

No comments:

Post a Comment