Tuesday, 11 February 2014

(123) mozart

Jest tu u nas, ale w szerszym sensie, bo nie na Sanżilu, lecz już w mieście w Brukseli, ulica Serowa. Właściwie ulica Serów, tak by się to rozumiało dosłownie, ale spolszczam dla ucha mojego łaskawego czytelnika, który jest Polakiem w sensie Polką może też. Ana mówi, że reklama dźwignią handlu, sensu to nie ma, węższego ani szerszego, jak ta Bruksela, ale cytuję i biorę sobie ku pamięci.
Nazwa ulicy śmieszna, ale podobno kiedyś tak było, że nie dbano o prestiż, nawet w tych najbardziej luksusowych dzielnicach. Nie tylko Szkolna, Senatorskie Przedmieście czy chociażby Słowackiego, nie, głównie większość taka prymitywna, że aż wstyd. Szczególnie, że Bruksela to stolica. Tak mówią. 
Ana mówi, że w jej mieście rodzinno-ojczystym, i to w Polsce A, tak tak, nie mylę się wcale, jest nawet Więzienna. I Kiełbasiana! O większą prostotę chyba trudno, z tym że to miasto chyba nie jest stolicą Polski, jak wyjeżdżałam, stolicą Polski i Polski A była Warszawa?
Nie Kiełbasiana, tylko Kiełbaśnicza, od kiełbaśników. I to nie polskich, cha cha, śmieje się Roman. Tłumaczyli po wojnie. Kto? Jak? Komu? To fajna ulica, w centrum, zupełnie jak Serowa w Brukseli. Też w centrum. Jest więcej antologii, mówi Ana. Na Kiełbaśniczej stoi hotel o nazwie art tłumaczonej na hotel sztuki, bo przecież nie sztuczny, uzupełniam mądrze. Na Serowej w Brukseli za to hotel Moc-art. Toż art całą gębą! Totart.
Mozart, zzzz Ksenia, nie mów, że nie wiesz, kto to? Pięknie i dźwięcznie brzmi, wiem przecież, to taki poeta zagraniczny! Z ruchu artu. Kompozytor, ach dziewczyno. Pasuje trochę jak kwiatek do kożucha notabene, Mozart do serów z ulicy Serowej, Deserowej byłoby lepiej, jak kulki mozartowskie...krzywi się Ana, ale przebacza. 
Chyba że to sery austriackie albo niemieckie, zależy, jak na to spojrzeć, śmieje się Roman. I tak ważniejsze, co w tym hotelu w środku, w jego sercu, Mozarta tego. Czyli zasada: najważniejsze niewidoczne dla oczu jednak działa? Działa, uśmiecha się Ana. W tym hotelu działa bowiem pan Ahmed Ben Abderrahman. Od 20 lat podobno w nim rządzi i zarządza, ale nim już, nie zapominajmy, że w polskim i Polsce mamy związek rządu, w każdym razie w Mozarcie jest ten pan, co tu, na miasto Brukselę, zjechał jeszcze w XX wieku, rozejrzał się trochę i stwierdził, że nie wszyscy mają gdzie mieszkać. I za co, co w kapitalizmie chyba jest nawet ważniejsze, chociażbym nie wiem, jak się starała myśleć coś innego. 
Taki wniosek wysunął ów Ahmed z wstępnego rozglądania się po Europie. Niewesoły. Pomyślmy, że to była do tego Europa A całą gębą, wszędzie A na zachód od Polski, nie to, co teraz, kiedy się wszystko przemieszało; Ahmed przybył z południa, ale głębokiego, jeszcze poniżej Włoch, może nawet z Afryki, jednak jeszcze przecież jeszcze przed tymi wszystkimi histerycznymi zmianami, które potem nadeszły z wichrami dziejów, a wnioski już takie same smutne jak dzisiaj! Co tu myśleć o rewolucji człowieczeństwa?
Ahmed, tak go nazywam, bo nazwisko nie do powtórzenia, co widać powyżej, nie myślał, za to zakasał rękawy. Zrobił obchód hotelu, policzył pokoje, i wyszło mu, że jest ich 52. Za dużo. I od razu wpadł na świetny pomysł, by do części wsadzić bezdomnych. Kto powiedział, że wszyscy muszą mieć tylko więcej i co roku być bardziej rentownymi biznesmenami? Ja na pewno nie, broni się Roman, nie patrz tak na mnie Ksenia. Ja jestem wręcz antybiznesmenem! Jak Ahmed zupełnie. Nie do końca, bo on jednak robi biznes. Jak WOŚP. Biznes serc, tak to bym nazwał, dodaje Roman. 
Fakt, dużo dobrego robi, i to bez tiwi i rozgłosu. Mianowicie oprócz tego, że oddaje za darmo pokoje, to jeszcze gotuje. Ty byś Ana wysiadła od razu, co? Może nie, w końcu obierać ziemniaki umiem; to łatwe i pomyśleć można, odcina się Ana na półwesoło. To tam by miała co obierać. Na kolację, którą codziennie serwują o 17:30, w tutejszym zapisie: 17h30, h nie wiem, co oznacza, chyba dwukropek, codziennie idzie bowiem 25 kilo tzw. kartofli. Do tego 300 chlebów, zabieranych z piekarni, które nie dadzą rady wszystkiego sprzedać. Dobrze, że w Belgii można oddać niesprzedany chleb, w Polsce A jeden piekarz kiedyś zbankrutował na zus, jak mu przywalili podatek za to, że oddawał, wtrąca Roman. Widać tu już trochę przemyśleli sprawę i można oddać, zamiast wyrzucać. 
Ahmed ma trzy zasady, które popieram całym sercem, patrząc nim jednocześnie: czystość, punktualność i trzeźwość. Hmm, ciekawe ilu Polaków wśród klientów, wymyka się na to Romanowi, nie wiem dlaczego. A kto przestrzega, na tego o 17dwukropek30 oczekuje Ahmed, dla którego kolejna ważna trójca słów to: organizacja-szacunek-uśmiech.
W Mocarcie od 20 lat mieszka 40 osób. Bez pomocy państwa, zresztą w Belgii nie jest do końca jasne, kto tym państwem byłby. Tu to Martinowie, ale to na Sanżilu tylko, a w centrum? Flamandowie czy Francuzi? Hmm. Póki co, rządzi Ahmed, przed którym Belgia kiedyś otworzyła drzwi, więc ono robi teraz to samo. Odpłaca czyli pięknym za nadobne. Dostał nawet już niejedną nagrodę cudownej dla ucha nazwie pri(ks) de la kurtłazi. Muzyka dla ucha, jakby jakiś Mozart grał. 
Ana odczytała, a ja dodałam ks od Kseni. Razem brzmi wprost nieziemsko, lepiej niż tytuł miss Polonia.

No comments:

Post a Comment