Friday, 21 February 2014

(131) rajan

Wsiadam ja sobie wczoraj do samolotu i uszom swoim nie wierzę: miejsce mi wyznaczają. To znaczy normalnie na  żywca odczytują z kartki, gdzie ja mam doczłapać z plecakami i zabawkami, a Ana Martin donieść Iwonka. Słucham? Pytam, bo rozkaz pada po polsku, więc nie mogę udać, że nie rozumiem, co najwyżej - żem głucha. Co też zrobiłam, bo mam pewną praktykę w tej dziedzinie i na tym polu, ale na wiele się to nie zdało, bo dziesięć A i Be - 10 A + B w piśmie bez przerw nawet- to zabrzmiało jak wyrok.
I co robić? Nie znacie Any Martin. Ona zawsze walczy, jakby się pod znakiem lwa, albo lwicy rodziła, a to przecież szczera nieprawda, bo inny znak jej wyznaczyli w niebie, piekle, gwiazdach, planetach i z kalendarzyka małżeńskiego. Kąsający i czepiający się, oj tak. A więc Ana, cały czas z Iwonkiem na ramieniu, bardzo zadowolonym zresztą z całego zamieszania, zawraca i pyta: przepraszam bardzo, ale dlaczego my mamy siedzieć na 10aibe? Skoro przy zakupie biletów była wolność wyboru? Która jest oczywista jedną z największych zalet i atrakcji Unii? Europejskiej? A cała scena w sercu Europy się odbywa, w pobliżu Brukseli przecie, a dokładniej - w Szarlerła? Hę? Tak oto pyta Ana, po polsku, bo stjułardesy polskie z języka przynajmniej nam to proponują i przedstawiają. I odpowiadają one na to, też po polsku, bo przecież nie będą rżnęły głupa, że nie rozumieją, tak się ten czasownik odmienia, pamiętam, a więc: że nie rozumieją, skoro po polsku pytały. Przecie. I w tej odpowiedzi zawierają następującą treść: to nowość. Teraz wyznaczamy miejsca. Tu jest napisane: 10aibe.
Patrzymy z Aną i faktycznie jest. Iwonek też patrzy i pokazuje tututu. Ana bada nadal: ale przecież, gdy kupowałam bilet, nie było mowy o wyznaczaniu miejsca. Stjułardesa, miła nadal, mimo że przecie Ana na pewno nie była pierwszą osobą ostatnio się domagającą tego typu wyjaśnień, oraz jednocześnie zapewne nie ostatnią, co to to nie, ale mimo to miły fason trzyma i potwierdza, co rzekła była już: teraz wyznaczamy miejsca. Tu jest wydrukowane.
No to Any faktycznie nie znacie, jeśli myślicie, że ona będzie siedzieć pośrodku rzędu na grzędzie z małym Iwonkiem. Dobra, ruszamy w głąb. Liczymy: 7-8-9...jest. 10aibe. Próbujemy się wepchnąć, ale ciężko idzie, bo te miejsca to przecie nowość dla wszystkich, więc wszyscy się pchają we wszystkich kierunkach. Naraz. Wraz z nimi pchają się ich bagaże, dzieci się gubią, rodziny nawołują. Rozpacz. Śmiech. Sodomiaigomoria, jak pisali starożytni.
Ana zasiada na 10be, Iwonek zasiada na niej. Gorąco. Brak nawiewu. Ana wachluje się teatralnie i łapie stjułardesę za rękę. Ładna ci ona, wygląda na Arabkę z Sanżila, ale że to linia zachodnia, Ana próbuje po portugalsku, co to ona zna przecie. A pani nie rozumie i mówi po angielsku, tyle wiem na pewno: ajmsłidysz. Szwajcarka. Ale Ana trafia, jak śliwką w kłopot, doprawdy. Rozśmiesza mnie to, cha cha, Szwajcarki za to nie, i marzenia o zmianie miejsca już już już pryskają...a tu jak się Iwonek nie uśmiechnie! Jak nie poratuje sytuacji, mówiąc: ceść do przechodzącej stjułardesy, sprawdzonej wcześniej za pomocą testu językowego! Jak ona się nie uśmiechnie! No i pogawędka gotowa.
No i rząd jest nasz. Any rząd miejsc, Iwonka rząd dusz, bo już zgadliście, że ta stjułardesa  Polką była i jest. Brawa dla wszystkich  - jak tradycyjnie po dolocie, gdy na pokładzie zbiorą się Polacy i lebelż. Mi się to podoba, świadczy o szacunku dla życia. Aż huczało tym razem, widać rajan dobrze rozmieścił pasażerów. Może i to ma sens?
Nie ma. To koniec naszej współpracy z rajanem, zaznacza Ana i zamyka temat. Tzn. zamknie, jak dadzą jej wrócić na Sanżil.

No comments:

Post a Comment