Monday, 10 February 2014

(122) cynk

Żyć nie jest chwilami łatwo na Sanżilu, a umierać! To dopiero by było, jakby to oczywiście wchodziło w rachubę i było tematem na dzień dzisiejszy. Nie mogę sobie tego wprost wyobrazić, i dobrze. Jednak trzeba sobie stawiać jakieś granice, inaczej można by zwariować od tych pomysłów na życie. 
Nie na darmo widać mówi się: żyć, nie umierać. 
Blady strach padł na mnie tak naprawdę jednak dopiero, jak się zorientowałam, jak to by było niełatwo umrzeć i próbować się przestransportować do tzw. kraju. Znaczy się, samo umieranie nie byłoby w tym może najtrudniejsze, ale to, co się dzieje potem - to włosy na dębie stają. Dobrze, że umarlak o tym nie wie, bo by jeszcze raz to wszystko przemyślał. Szczególnie pod względem gospodarczym i skutkach kryzysu finansowego dla rodziny. Tych, co pozostali z trumną, którą gdzieś trzeba umieścić. W tzw. kraju zazwyczaj, choć ten kraj może się różnić. W przypadku Kseni, moim znaczy się, mimo żem tu potencjalna umarła, jest to Polska. Byłaby, zmienię tryb, gdyż nie będe wywoływać wilka z lasu przedwcześnie. 
W przypadku innych - kraj to np. leżąca za miedzą Sanżila ojczyzna. Którą w najdroższym, pechowym przypadku może być Francja. Alem szczęściara, żem Polka!
Ksenia, a co cię tak wzięło na umieranie? pyta zdziwiona Ana. Chyba nie jesteś w grupie docelowej? Wiekowo to nawet Roman i je się jeszcze nie załapujemy, mam nadzieję przynajmniej. Odpukać. Prolajfowa i zabobonna się robię, podsumowuje Ana ze śmiechem. No widzisz, przyszła kryska na Matyska, kątempluje Roman, dżender każdego dorwie. Nic nie łapię z ich rozmów, takie przechwalanki inteligenckie, wiem natomiast, że już teraz warto się zastanowić, co się stanie po. Nagrobka może nie wykupię, ale przynajmniej z Iwonka odłożę na przewóz do Łap. Bo słyszałam dziś, przy niedzieli, jak to opowiadali, że nieźle to kosztuje. Nic już nie jest za darmo na tym świecie, i nawet na tamtym! Słone łzy, to i słono się płaci. Jak pisałam, cen z naszego kraju, zwanym niejednokrotnie tym, nie znam, ale Francuzi naprawdę mają chyba taniej po tej stronie. Bo żądać 450 ojro to wołać o pomstę do nieba!
450? Faktycznie nieźle, kątempluje Roman, a za to tyle? O mam, znajduje Ana. Za przewóz zwłok, ale na specjalnych zasadach. Mianowicie, między drewnianą trumną a dekoracją należy umieścić cynkową wanienkę. Zazwyczaj oznacza to zainstalowanie nowej trumny z cynku. Wanna w trumnie, truman w wannie, trumna w trumnie, brrr. 
A po co? Po nic w sumie, okazuje się, głównie po to, by dac komuś zarobić. W dawnych czasach, przedkomputerowych, miało to chronić przed zarazą, która mogłaby sobie skorzystać z okazji i przejechać za darmochę przez granicę. W świecie Szengen granic nie ma, cynk służy więc głównie wierności tradycji, głównie finansowej, jak widać. Czasami trumna ma do przejechania tylko kilka kilometrów, a zapłacić i tak trzeba, jakby odbywała co najmniej podróż dokoła świata. Może się okazać, że to najdroższe kilometry w okolicy, prognozuje Ana. Taka niespodzianka na koniec.
Ale to nie wszystko, wyczytuje Roman. Bo istnieje jeszcze jedna piękna tradycja. Droga na całego. Ostatnia droga. Mianowicie, jak ktoś zejdzie, jak to ładnie można powiedzieć, jego ciało w trumnie musi zostać zwiezione na komunę, gdzie odpowiednik urzędnik zamyka pudło. Kosztuje to 20 eurasów i pochodzi z czasów Napoleona, czyli dawno, nikomu chyba nie muszę wyliczać. 20 ojro za kilka uderzeń młotka. No naprawdę, trzymajcie mnie i się (przy życiu i życia).
Zaraz zaraz, widzę jakieś światełko w tunelu, przemyślała sprawę Ana. Mianowicie, kremacja. I tak to planowałam na zaś. Dla kogo? Roman lubi czarny humor. Dla siebie. Roman, sprawdź mi tu zaraz, ile to wyjdzie, czy nadal 450 czy nie. Z tego, co widzę, tego nie przewidzieli. Uff, kamień mi spadł z serca, mówi Ana, ale mi Kseni osobiście nie, bo co to ta kremacja w końcu? Nie tak bym chciała skończyć. Będę liczyć, że na szczeblu międzynarodowym coś zrobią z tymi trumnami. Podobno sprawa już rozpoznana i będą nad nią pracować, bo jakiegoś konsula doprowadziła do kolorowego zawrotu głowy. Póki co, pozostaje mi tylko żyć.

No comments:

Post a Comment