Friday, 7 March 2014

(141) stefek

Burczymucha, Stefek, był ktoś taki. Świta mi, że pisarz? Coś Rita chyba mówiła, że Józio tego autora czytuje; zdolny ten Józio, i to jak wcześnie talenta objawia, ledwo co urósł wzdłuż i nieco wszerz - i już czyta. I to od razu dorosłych autorów. Ha, zachód!
Niech czyta, niech czyta. Każde pokolenie winno mieć swojego Burczymuchę, stwierdzam. To najstarsze, opisane w książkach, ma. Moje nie ma. Ale pokolenie Any, to im się dopiero trafił bohater. I traf chciał, że akurat na zachodzie. Tu u nas pod bokiem, prawie że na Sanżilu. Bywał przykładowo w Namur. Opłacało się wyjechać z Polski, by się trochę zbliżyć do świata literatury!
A nic tego nie zapowiadało, że ten belgijski Stefek wyrośnie na kogoś takiego. Tu się mówi: personalita. To od persony, osoby takiej. W Polsce przypomina to za to personel. Dziwne tłumaczenie, widać do tyłu. Ale faktów nie zmienię. Nie jestem namurskim Stefkiem, co to cały świat chciał oszukać dzięki swojej personalicie. I udało się!
Zdaniem kolegów, zaczął niewinnie. Od zaprzeczania, że jego ojce byli nie całkiem biali, tylko raczej kawowi. Nie rozumiem za bardzo sensu tego zaprzeczania, wszak aparaty fotograficzne istniały nawet przed komórkami, więc każdy widzi, co na zdjęciu, i że czekolada to jednak nie mleko. Ale dobra, nie kłócę się, może siłą wyobraźni chciał ujrzeć coś innego. Miał prawo. W wolnym kraju żyje. Jego decyzja, jak będzie wyglądał. W końcu nie oczy widzą to, co najważniejsze. Serce, przypominam.
Zdaniem kolegów, świadczy to jednak o czymś innym. Mianowicie, że Stefek był oderwany od rzeczywistości. Własnej i ogólnej. Chciał być gdzieś indziej. Kimś innym też. Na dowód mówią, że przecież od zawsze w jego pokoju pod żyrandolem wisiał strój policjanta i orant biskupa. Hmm.
Serio taki zestaw? Faktycznie interesujące, zaciekawia się Ana. Ornat biskupi się mówi. A w skali, czy w pełnym rozmiarze? Dziw, że żyrandol to wytrzymał. No właśnie, chrząkam, a przecież jeszcze mundur wisiał. Sama taka pała ile musi ważyć! Ho ho, jak mawia Iwonek i Józio czytelnik też.
A kto to ten twój niby Burczymucha, pyta Roman. Stefek. Stefan w wersji niepieszczotliwej. Nazwałam go tak, bo go chyba życie nie dopieściło. No, skoro rodziców się wypiera, to pewnie nie. Nie tylko wypiera, triumfuję, na rodzica wybrał sobie wręcz kogoś innego! Zabronionego prawnie. Biskupa. Namur. I wszystko jasne, skąd ornat.
W seminarium go poznał, gdzie kilka razy próbował zacząć karierę. Ale go nie chcieli. Znajomości jednak zawarł, jak widać, co zaprocentowało na całe życie. Ornatem chociażby. Skąd mundur - wnikać nie będę.
Może z komisariatu wyniósł, zastanawia się Ana. Zdaniem moim, a nie tylko kolegów, ten życiorys oznacza, że to niezły oszust, co Roman? Nie znam, coś więcej poproszę, Roman nie lubi obgadywać.To ten Stefan, co znikł jak kamień w wodę? Co mu chcą zrobić proces wszech czasów? Tylko że sądzonego brak
Koledzy, że znów do nich powrócę, mówią, że mistyczny i haryzmatyczny, to może o nim faktycznie. I poproszę o tłumaczenie? I korektę; charyzmatyczny Ksenia. Olala! To faktycznie niezła jazda. 
Jeszcze lepsza, jak się posłucha kolegów, którzy mówią zgodnie jednym chórem, że był fatalnym studentem, ale zawsze gadał jak najęty. Wszystko by sprzedał, w tym rodziców kawowych i biskupich. 
To trochę jak Ana, z tym że chyba nie była taka znów najgorsza na tych swoich studiach, skoro na zachód trafiła. Stefek miał łatwiej, on już tu był. Ale gadane mieli tak samo, tu pewna antologia. Analogia, owszem, śmieje się Ana, z tym że ja w gwiazdach nie czytam, o kryształowej kuli nie mówiąć, a widzę, że ta persona owszem. Personalita Stefana? A tak, owszem. Nawet sobie firmę o nazwie Kwantum założył, albo Kłantum, w jednym bondzie też to było, nieprawdopodobne przygody z kosmosu wymyślone, no ale przynajmniej wiem, jak to ugryźć ortograficznie.
Przydała mu się wiedza tajemna temu Stefkowi, oj przydała. Jak przyszło co do czego, szast prast i rozpłynął się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie sam. Wraz z nim, sto milionów. Wyciągnięte na inwestycje głównie od miejscowych artystów. Nieco naiwnych, dodajmy. W ojro podaję oczywiście. To więcej, niż lotto. Były - i nagle abrakadabra, nie ma. Wraz z nimi Stefka. Ma, jak mówi Iwonek, a kiedyś pewnie i Józio, czytelnik Burczymuchy.
Ana, wszystko przed tobą! Na Sanżilu każdy artysta popija z rana kawę w barze. Za coś ją popija, to im zaproponuj, że zainwestujesz. Trochę się tylko podszkol w atlasie nieba, kupimy kulę; ja przygotuję miękkie lądowanie za granicą, a Iwonek zrobi czarymary i już znikamy! 

No comments:

Post a Comment