Minął dzień, emocje nie opadły i już wiadomo, że ta cała awantura o wojsofpolant nie skończy się tak hop siup. Sprawy okazały się bardziej skomplikowane, niż samo życie. Zaczynam się bać o Aleksa z Hainaut.
Przypominam, że mamy rok euroligi, eurowizji, kup mondial i nieprzestępny. A w środku tego - Aleksa Hirsoux z Hainnaut, czyli hennuyera, który jest Walonkiem, ale wygrał konkurs belgijski w Antwerpii, na które to słowo Ana przetłumaczyła Anwersę. I wszystko by było dobrze, gdyby Aleks wygrał u siebie, czyli koło Hainaut. Ale mu się zachciało za granicę. I jest klops. Klopsik, jak mawia Iwonek.
Właśnie, dlaczego właściwie on się znalazł we Flandrii? Dlaczego 234 głosy oddane na Aleksa są flamandzkie, a nie walońskie, pyta Roman, nieobeznany w życiu eurowizji, widać woli euroligę, a i to przeszłość, bo przecież nie ma tiwi. Eurosong nazywa się część krajowa, czytałam kiedyś, przypomina sobie Ana. I ten eurosong okazuje się niezwykle skomplikowany. W Belgii, jak to w Belgii, raz na kandydata krajowego głosuje Walonia, raz Flandria. Co rok, to prorok, dodaje: czyli co rok pownni się przeplatać, tak? Ano powinni i pewnie tak było, nie mówili wczoraj Ksenia? Może mówili, ale nie zrozumiałam, to było w tym drugim języku przecież. Jedno pewne: to Walończyk, więc się nie przeplecie. Ale czym to grozi?
Właśnie, czym, śmieje się Ana? Jakiś problem narodowy i narodowościowy powstanie. Tożsamość zagrożona. Nie mów mi, że on wychwalał w swojej pieśni piękno Ardenów np., cha! Nie, o mader śpiewał. A co to mader, dziwi się Roman? Matka przecież. Po angielsku! Ale on ciemny czasami, doprawdy. Przecież wiadomo, że w eurowizji śpiewa się po angielsku, a jak by mieli go niby inaczej zrozumieć, jak już pojedzie do Anglii? Finał bowiem w Kopenhadze. Tak, jakby euroliga futbolu narodziła się gdzie indziej, a nie na wyspach...doprawdy wstyd!
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Aksel nie zakończył jeszcze swojego tańca na lodzie w wojsie. To znaczy wszystko zapowiadało, że jesli się nie odchudzi, nie ubierze lepiej, nie zmieni fryzury, nie zgoli koziej bródki i nie zacznie opowiadać o stajlingu i walce z nadwagą - że jednak nie wygra. Ale teraz, gdy jest już popularny z drugiej strony granicy, to chyba wstąpi w nową erę. Co za iwent w życiu tiwi! Oto 6 maja wojs i 6 maja półfinał euro - występy w stolicy eurowizji. Głupio by było, jakby występował jako przegrany. Ale co będzie pierwsze? Bo że wojs leci z plejbeku, to wiadomo...ale skoro wygrana, to kto utrzyma język za zębami? A skoro przegrana - będzie jeszcze trudniej, bo przecież blizniego nic tak nie cieszy, jak przegrana wygranych...Czy lebelż, czy Polak.
A z drugiej strony: nie może wygrać już dziś, bo jest przecież jakaś równowaga demokratyczna w tym kraju w końcu, czy już naprawdę tylko bezhołowie i bezprawie, jak widziałam ostatnio w komentarzu? Wstyd by był na całą euroligę i Polskę! I wskaźniki oglądalności by spadły. I menażerowie tefałenu ze stołków.
A wycofać się nie ma jak, bo napisali, że pałac w Antwerpii był nabity jak jajko. Jest to dla mnie nieco niezrozumiałe, ale zakładam, że oznacza, że nie było jak wcisnąć igły do stoku siana. Czyli widziały to miliony, o ile nie więcej, par oczu.Nie ma jak oszukać, że nie wygrali bandyci - bo byli drudzy. I podkreślam, że pałac hoho! tam Aleks zawędrował z Hainaut, patrzcie, można, jak się umie śpiewać całym sobą. Piękna przyszłość czeka Iwonka!
Co do teraźniejszości, to tyle pytań i decyzji czeka na razie Aleksa. I tyle od niego zależy. Od tych 3 minut, które w radiowym formacie zajmuje mu mother. Czyli matka. Matka jest tylko jedna, chciał byc miły, a teraz - klopsik narodowy. Żal mi go. Sława jednak nie służy zdrowiu psychicznemu.
Jednego tylko nie rozumiem, ale dopytam Any. Jak to się opłaca i komu, że wojsofpolant rozgrywa się teraz nie u nas w Polsce, lecz w Belgii i nawet we Flandrii? Czy naprawdę macki tiwi sięgają już wszędzie?
No comments:
Post a Comment