Thursday, 27 March 2014

(155) oboma

Oboma rękami nie chcę tu żadnych rezydentów! I przyznaję bez bicia, że myślałam, że sądny dzień nastał już wcześniej, ale myliłam się. Gdyż to wcale nie było wtedy, kiedy przepowiedział nostracośtamdamus, ani majowi. To dopiero teraz. Z obamą nadszedł. Obamą ups, bo to prezydent przecież, przypomniałam sobie.
Znienacka nam on spadł, nie z zapiecka, gdzie mógłby się przyczaić i dawać jakieś znaki, że się zbliża armagedonem. Nie, to nie w jego stylu - Obama spadł jak grom z jasnego nieba. Na Europę, Sanżil i o Polskę pewnie zahaczył. Jak ptaszysko wielkie jakieś, samolotem nadleciało to nieszczęście komunikacyjne i finansowe.
Bo to fakt, że ja się tak tu troszkę skarżę i popłakuję w sprawie prywatnej, ale przecież powinnam się wyzbyć tego egoizmu i napisać, kto tu naprawdę cierpi. A jest to ogół publiczny. Bo przecież nawet ci, którzy nigdy nie jeżdżą stibem, bo to nie na ich poziomie, łączą się w bólu z tymi, co to chcieli rankiem wsiąść do takiej przypadkowej celem przykładu 60, co to z Ukli na Ambrożego leci, i nie mogli. Zamknęli. Nie ma. Ma, jak mówi Iwonek. 
Ma za to kłopot każdy z pasażerów, to znaczy niepasażerów właściwie, bo ten tramwaj dalej nie pojedzie. Ani autobus, jeśli by rozciągnąć znaczenie semiotyczne na inne pojazdy. Skończyło się. Rządzi żelazne ptaszysko, co to nam nadleciało z Obamą w środku. I drogi śmiertelny pasażerze, drogi nie uświadczysz, szczególnie, jeśli ta droga mieści się między Luizą a tunelami w kierunku Meroda, lub ewentualnie w stronę Midów, gdyż do końca nie było wiadomo, w którą stronę ruszy orszak. Tak Ana nazywa to, co za królem i po królu się rusza. Nie ruszak, nie. Orszak. Z hotelu, co naprzeciwko kina stoi, na prawo lub lewo, bo wprost nie wolno, choć dla Obamy nic nie powinno być niemożliwe.
Jedno łączy Obamę i króla - on jedzie, reszta stoi. I tak mamy dobrze, bo kiedyś to byśmy na kolanach czekali. A tak to tylko w niekończącym się korku, albo w tramwaju, który nie nadjechał i nie nadjedzie jeszcze całą dobę. Do odwołania trzeciego perymetru, co do którego w ogóle nie wiem, czym i kim jest. 
Trzeci perymetr bezpieczeństwa. Stopień trzeci z czterech, tłumaczy Roman. Tym usprawiedliwiają ten cały chaos. Czyli co, Obama nie jest aż tak ważny, by dać mu czwórkę? Nie - myślę, że czwórki nikomu nie dają, bo to byłby nie tylko sądny dzień, ale i koniec świata, śmieje się Ana. Jeśli sobie wyobrazić, że dla jednego faceta na ulice wypuścili 1500 policjantów, 200 dodatkowych zleciało z Ameryki, nad tym wszystkim krąży kilka helikopterów - to co by było, jakby była czwórka? Chyba by czołgi wyjechały i oszczał normalnie jakiś puścili, wyobrażam to sobie. Z dział i działek. 
A tak to tylko swoją działkę zapłacą niewinni rowerzyści, co to chcieli Luizą pomknąć - pomknąć pomkną, ale już nie zaparkują, bo jakby bombę przewozili na bagażniku, to co? Widać, że Amerykańcy to wymyślili, przecież wiadomo, że na tych brukach, to by chyba do siebie musieli bombę przywiązać, by nie spadła; co akurat tu nie jest wykluczone po analizie siajej pewnie, w końcu udział Arabów w socjologii Sanżila kształtuje się na rosnącym i niepokojącym  poziomie, dodaje Ana. Ale po co rowery w to mieszać, zachodzę w głowę: z roweru bombę by od razu wytrzęsło i od razu bum bam bam. To i męczyć się nie ma co, wie o tym każdy terrorysta.
Albo takie kosze na śmieci. Zaplombowane tu i ówdzie na amen. I nawet ci, którzy by wyjątkowo chcieli nie śmiecić, to po prostu nie mogą. Akurat tego jednego dnia by śmietek wyrzucili na takiej stacji park, a nie ma jak, bo i stacja zamknięta, i kosz na amen zatkany. Plombą z ołowiu, a nie brudem. Teraz założę się, że tej plomby nie będzie jak wyjąć. I zostaną tak na zawsze, do następnego perymetru. Oby metro dali radę otworzyć!
A ile śmieci się nagromadzi. Dobrze, że to bliżej środka miasta, a nie naszych granic, bo w tym słońcu to może nieźle śmierdzieć, jak w greckim neopolis normalnie. Tam też tak często mafia zarządza, by śmieci nie ruszać, a u nas nawet nie mafia, tylko zarząd miasta. Wszystko oficjalnie zgodnie z prawem. Nie wyrzucać i już. Do odwołania. Niech śmierdzi. Ciekawe, czy do białego worka wolno wrzucić?
Cieszę się, że to pierwszy raz takie porządki. Nieporządki właściwie. I mam nadzieję, że nigdy więcej. Bo akurat tym razem nie chciałam się meldować w hotelu hilton o nazwie hotel, ale Ana mówi, że i tak bym nie mogła, bo cały wykupiony. Zaplombowany ołowiem od stóp do głów. I znów nie mogę korzystać z tych możliwości, co to mi daje zachód i neoliberalizm. I po co było wyjeżdżać z Polski, jak nic nie można?
Obiema rękami i oboma podpiszę się pod żądaniem, by Obama nigdy nie wracał do nas na Sanżil ani w okolice. Niech sobie będzie prezydentem i rezydentem tam daleko, u siebie. Każdemu wolno się pomylić co do sądnego dnia i nie tylko. I każdej. Nie tylko mi, ale nawet Anie Martin, jeśli by się to zdarzyło. Wiem, że to praktycznie nieprawdopodobne, ale nawet jej bym wybaczyła, jakby nie przewidziala wszystkiego, co się łączy z Obamą. Bo to przechodzi rozum ludzki. Any też.

No comments:

Post a Comment