Sanżil nie przestaje mnie zadziwiać, a jeszcze częściej to, czego to ja się tu dowiaduję o świecie. Wszystko, o czym uczyłam się wcześniej, albo raczej - powinnam się była uczyć, jakbym się przykładała - była była - zostaje poddane w wątpliwość. Przez Anę, Romana, nawet Iwonka. Ech. Geografia, biologia, historia, język polski i wszystkie języki, których nie znam - już nieważne. Jedyne, co dobre, to że zaoszczędziłam na energii. Mózgowej. Miałam przez to na tyle rozumu, by tu przyjechać i się kształcić dalej.
I dobrze, że najpierw wylądowałam tu, nie za daleko i z łatwym dojazdem busikowym z kraju, na wszelki wypadek, jakby się okazało, że Sanżil jednak nie leży tam, gdzie miał, czyli blisko Belgii, że wszystko jest inaczej i gdzie indziej. Z Sanżila zawsze można uciec. I wiadomo w międzyczasie, gdzie on leży. Znaczy się, tam gdzie miał zgodnie z opowieściami z Łap. Bo to wcale nie jest pewne! Gdyż dziś znów okazało się, że życie jest gdzie indziej.
Przykładowo, taki pałac o nazwie Alhambra. Była pewna pewna pewna, że to gdzieś w Afryce, a co najmniej w Arabii, a to...u nas! Blisko Sanżila znaczy się, nie całkiem tu, dlatego go do tej pory przeoczyłam. Dziwne w sumie, bo miejsce jest sławne i leży w samym centrum. Za fryturą przy bulwarze Anwersy, wynika z mapy. Turyści, co chcą je odwiedzić, mogą zamieszkać w hotelu - studiu europy lub w 2000. Wszystko pod ręką, gotowe do zwiedzania. A ja nic!
Bo to nie pałac i zwiedzać nie ma czego, niestety, gani mnie wzrokiem Ana. Alhambra tak naprawdę leży w Hiszpanii, o czym powinnaś wiedzieć. Natomiast Bruksela ma swoją własną Alhambrę. Niestety. To strefa prostytucji. Stara. Nikt jej już tam nie chce, więc miasto wyznaczyło właśnie nowy obszar. Ale to nic nie zmieni. To tylko kosmetyka, wzdycha Ana. I panie, które tam rezydują, uciekać też nie mają gdzie.
No tak, dopowiada Roman - problem polega na tym, że przenoszą tylko prostytutki, ale nie starają się znaleźć rozwiązań dla problemów, z którymi się łączy Alhambra. Handel ludźmi. Bójki. Pobicia. Wymuszenia. Narkotyki. Przemyt. Itepeitede bez końca. Przenosiny nic nie dadzą, oprócz tego, że teraz prostytutki będą przeszkadzać mieszkańcom innych miejsc.
Gdzie dokładnie, pytam? Na kawałku należącym do miasta i dzielnicy Bruksela, mniej więcej w okolicach bulwaru Anwersy, jak to zwiesz, Badouina i Alberta II. Dziewczyny zostaną tam przeniesione siłą. Bez wymówek. By się nie wymawiały brakiem zrozumienia dla decyzji, dostaną ulotkę w siedmiu językach. Coś mi się wydaje, że polski będzie jednym z nich. Podobnie jak rosyjski, rumuński i bułgarski. Nie sądzę, by tym razem ktoś dbał o tekst po niemiecku...smutne to!
A najsmutniejsze, że plan burmistrza Brukseli, nie naszego, bo to on wymyślił, nie zmienia nic dla prostytutek. Po prostu się je usuwa, bo kolą w oko porządnych obywateli i zaniżają ceny nieruchomości, pod którymi stoją, złości się Ana. Nikt nie dba o nie, dlaczego tam w ogóle stoją. Czysta i prosta logika represji, jak tu czytam, a co brzmi straszliwie - znów dotyczy tylko ostatnich i najsłabszych w łańcuchu wyzysku. Ach. Alch. Alhambra.
Nazwa zagraniczna, a poblemy widzę całkiem, jak w Polsce. Nie tylko w Polsce, Ksenia. W świecie całym. Od wieków. Najstarszy zawód świata w końcu, to i najstarsze problemy. Widzisz Ksenia, jednak nie wszystko się zmienia - historia kołem się toczy i miele w swych młynach te same historie, mówiąc twoim obrazowym językiem. Na zmiany przyjdzie poczekać, może za życia Iwonka, zastanawia się Ana?
No comments:
Post a Comment