Zapowiada się, że już wkrótce nastąpi całkiem nowa rewolucja. Całkiem niewinnie. Dotycząca niewiniątek albo byłych niewiniątek. Takich tam uczniaków, co sama jedną z nich byłam całkiem niedawno, a wręcz uczennicą. Gdzie te czasy.
Ja jednak nauki pobierałam w innym kraju, naszym swojskim, a tu rewolucja dotyczyć będzie młodzieży lokalnej, czyli sanżilowskiej i takiej tam obok. Codziennie ich widuję. Maszerują głównie grupami, a czasami pomniejszymi hordami. Jak chłopaki, to strój zależy od przynależności do raperów, Afryki białej i czarnej, Portugalii, Polaków czy innych Belgów lebelż. Spodnie albo opadają, albo nie. Łańcuch majta się na szyi albo nie. Włos kręcony albo nie. Nażelowany albo nie. Papieros - najczęściej tak. O tak, papierosom mówimy zdecydowane tak.
Jak dziewczyny - strój nie zależy od niczego, co opisałam wyżej. Nawet od wagi nie. Wszystkie w obisłych spodniach, tenisówkach. Włos zazwyczaj długi. Makijaż zawsze. Plecak prawie nigdy, za to sfałszowana wielka torba a la elegancka - bardzo pożądana. Zgodnie z wpływami hipsterskimi - na nogach już nie obcasy, lecz tenisówki. Barwy powyżej tenisówek - czarne z dodatkiem innych kolorów beznadziejnych,w rodzaju beż i szary. Taki nurt paryski, jak go zwie Ana. Szyk olala. Czasami gdzieniegdzie róż, zostaje im z dzieciństwa, jak Anie zupełnie, z tym że za czasów jej dzieciństwa ciężko było o róż, co mi z kolei ciężko sobie wyobrazić, ale jestem z innej epoki. Do tego ajfon będący najczęściej samsungiem. Młodzież oczywiście, nie Ana. Jak Roman zupełnie.
I to na tę naszą młodzież spada rewolucja. Nie wiedzą jeszcze o tym, choć co sprytniejsi mogli się wywiedzieć chyłkiem, gdyż pierwsze jaskółki zaczęły latać w tym temacie już w 2010 r. Zajęło to jednak tyle czasu, że niektórzy przestali już nawet być młodzieżą, jak szybko można se obliczyć na boczku. W każdym razie chodzi o ściskanie się w szkołach. Nie, nie o upychanie większej ilości uczniów w dzienniku i klasie, jak za młodości Romana, zgodnie z jego wspomnieniami bynajmniej. Nie, ściskanie się. Bliźniego lub bliźniej. Młodocianych.
Będzie trudniej, gdyż zostanie ono sformalizowane. Skąd te zmiany, można by się zaciekawić. Otóż stąd, że Bruksela i Sanżil są zdecydowanie w tyle za Flandrią. Nie wiem, co na to nasza złota młodzież sanżilowska, zresztą już nie sanżilowska, skoro flamandzka, ale jedno pewne: postanowiono ich wsadzić w dekret. Jak kiedyś w ryzy. Raz raz raz. By się tak bezwstydnie do siebie nie dobierali. Zaczęto od ustalenia miejsc, gdzie się to dobieranie odbywa najczęściej, i wyszło, że są to: ubikacje, szatnie, prysznice po włefie, a nawet boisko. I tu masz babo placek.
Nie wiem bowiem zupełnie, jak do tego podejść, a przecież jakieś doświadczenie i wspomnienia mam w tym temacie. I wynika z nich, że w szkole całowano się tylko w ubikacjach. Co funkcjonowało pod nazwą lizać się w kiblu. Przepraszam za cytat z dawnych czasów, ale nie ma litości; co wam będę mówić, szkoła to nie walentynki i różami tam nie usłane wcale a wcale, by ten lokal zaraz ubikacją nazywać. Kibel i już, albo klop czasami z cudzoziemska.
Co do innych miejsc, to tak: na boisko nie wolo było wychodzić, bo się nanosi błota. Szatni nie było - kurtki na kupie. Prysznice? Cha, dobre. Gdzie? W domu ewentualnie. Szatnia przed włefem była, ale bez drzwi i kilka klas na raz, bo więcej włefu zadekretowali akurat, że ścisk taki ćwiczących i niećwiczących z powodu enki, że żaden chłopak by się już nie wcisnął, a to były inne czasy, wypraszam sobie, i dziewczyny się ze sobą nie całowały, czy to zadekretowano dekretem, czy nie. Łatwiej było. Przejrzyste reguły. Nie trzeba było nic narzucać, wszyscy wiedzieli, jak się zachować.
Ale tu jest zachód w końcu, jak widzę. Flandria jeszcze bardziej na zachodzie, to i pierwi mieli ten dekret. Szkoły mają się zmierzyć z zachowaniami uczuciowymi w szatani, pod prysznicem, na włefie albo na boisku. Wymyśliła im to niejaka ensoła - jeśli dobrze słyszę Anę: flamandzkie centrum ekspertyz w zakresie zdrowia seksualnego. Boże. Sodomia i gomoria z nazwy się leje, że brr.
Może by i to przeszło niezauważone, jakby nie chodziło o seks. A tak to Walonki znalazły się pod zimnym prysznicem opinii publicznej. Powstała panika, bo ministerstwo nie chce nic narzucać, tak to się boją młodzieży w roku wyborów. Postanowili ograniczyć się do stwierdzenia, że seks to też część misji, ale że nie będą narzucać rozwiązań globalnych, gdyż każda szkoła ma swoją własną problematykę i tematykę w tym zakresie i dziedzinie.
No niby ładne, bo nic nie mówi, ale teraz to już naprawdę nie wiadomo, co zrobić z uczniami całującymi się w toalecie, jakkolwiek by jej nie zwać? Pani odpowiedzialna rozkłada ręce, co ona może w roku wyborów, biedaczka, i mówi, cytuję za Aną: młody musi być traktowany w swojej globalności. Słowo w słowo, choć niegramatycznie na moje oko.
Specjalnie niegramatycznie! Ha, Ksenia, to ci piękne stwierdzenie dopiero, co? Młody. Le jeune. Nie la jeune, czyli młoda. Znów faceci, takie faceciki małe. I ta globalność. Całość. Co za paskudna nowomowa. Ale najlepsze zostawiam na koniec: wiecie, czego tu chcą? By dyrektor, znów męski, zajął się przypadkami całujących się jako ojciec rodziny.
Skandal, zgadzam się. W końcu nawet chyba na Sanżilu normą jest, że w szkole rządzą kobiety. Od woźnej do dyrektorki, więc o czym my tu mówimy? Że mają nagle łapać tych całuśnych jako ojcowie? Czyli jak, w przebraniu? Nie wiem. Rady każą szukać na stronie loveattitude. I znów placek dla baby, bejbi nawet, bo co komu z Anglii na Sanżilu?
No comments:
Post a Comment