Wednesday 12 March 2014

(144) sakado

Sakado. Jak po chińsku żywcem, a oznacza zwykły plecak. Kojarzy się z wycieczką, ale nie do Chin. Szkolną, bo na inne nie jeździłam. Ostatnio jednak znany z tego, że nie obciach z nim biegać, odkąd okazało się, że nie wszyscy hipsterzy na Sanżilu się zwiedzieli, że inni hipsterzy go już mają, no i wypada się wręcz tak nim fiszować publicznie w sklepie. Bo na razie plecak o miejscowej nazwie sakado wyróżnia.
Afiszować, Ksenia. Od afiszu, że coś na pokaz. Miałam lekarza afesza, nawiasem mówiąc, też u niego wszystko było na pokaz, bogato zdobione złotem, ale cóż robić, bogactwo kultur. Ale dał radę z Iwonkiem, w tym złoto akurat nie przeszkadza. Ale właśnie on był z tych, co to z plecakiem nigdy w życiu. Niehipster, znaczy się, wtrącam. Wyjątkowo bardzo niehipster, potwierdza Ana. Ale to nie było na Sanżilu, lecz na Ikselu, może dlatego? Co dzielnica, to zwyczaj. 
Bo u nas w okolicznościach przyrody plecaki wracają na całego. Ale nie nowe, brońboże, broni się Ana. Wiekowe. Brzydkie. Znoszone. Podarte albo naddarte, tak by widać było, że stare. Niekomercyjne. Dawno zakupione, a najlepiej - własnoręcznie uszyte, tak by nikt nie powiedział brońboże, że hipsterstwo dba o normę, podczas gdy ono dba właśnie o formę polegającą na braku formy. Głupie to, ocenia Ana, przecież wszyscy wiedzą, ile się w dzisiejszych czasach trzeba namęczyć, by mieć coś starego. Tropić to trzeba po całym mieście, a potem wydawać niebotyczne kwoty. Czyli jakie? Niebotyczne, powtarzam. Hmm? Nie wiadomo jakie, moja droga. Droga jak hipsterki strój co najmniej.
Ale że hipsterzy są najbardziej obecni na Sanżilu, oraz że jeżdżą rowerami, a wiadomo, po brukselskich górach nie tak łatwo pedałować, to plecaki nie są aż tak obecne w innych dzielnicach. Tam bardziej włiton i takie tam, szczególnie w regionie pracy Romana, sektorze europejskim, jak słyszałam. No tak, wzdycha Ana, jedni zabijają się o stary plecak, inni o kawałek skóry z elfał. El i fał. Co dzielnica, to zwyczaj. Czasem wyróżnia plecak, czasem jego brak. Ale chyba wolę już te plecaki. Jakieś takie bardziej sympatyczne.
Lepsze i wygodniejsze, nawet jeśli naderwane. To i chodzimy z nimi. Ana nawet z takim kolorowym, jak dziecko jakieś. Bo szyku zadaję, śmieje się Ana, wszyscy Włosi mają takie kolorowe. Te brzydkie z napisem inwikta, coś mi świta? Tak. A ten tu zawdzięczamy Romanowi. Duży jest, to i noszę, bo mam stary komputer, a nie ajfona. Jeszcze nie apgrejdowałam. Stąd zresztą moja przygoda z plecakiem. Z innej dzielnicy, jak najbardziej europejskiej i światowej. Gdzie się wyróżniłąm kolorem i formą, a raczej jej brakiem.
Idę ja sobie bowiem dziarksim krokiem z moim plecakiem, nijak nie pasującym do moich nawet ładnawych porządnych europejskich butów, opowiada Ana. Innych butów nie było pod ręką albo nogą akurat, no ale nie będę hispterstwem za wszelką cenę. Butem wpasowałam się więc w ulicę, ale plecakiem - już nie. Podejrzana byłam, o czym nie wiedziałam, bo normalnie Sanżil i Sanżil tylko. A tu jakby zagranica. 
Do tego w ręce żonkile i plastikowa reklamówka. Wyjątkowo nie ąę, bo we włitonie się by to nie zmieściło, takie rzeczy to służba donosi Europejczykom. A tu ja sama to niosę jak na raty, ciągnie Ana. I jeszcze sobie pozwoliłam wejść w tym stroju i przybarniu do filigranów. To taka księgarnia Ksenia, tłumaczy Roman. Empik bardziej, na to Ana, w księgarni byliby normalniejsi, kto wie, a w empiku jest wynik komercyjny, embiej, nowoczesność i kul. Nie jak hipster, tylko tak światowo, europejsko. Do przodu, bogaciej. Ale ma to taką dobrą stronę, że są stoliki. I tam postanowiłam przycupnąć z moim wielkim plecakiem, komputerem, żonkilami i reklamówką.
Kroczę więc dziarsko w stronę okna, a tu nagle jak mnie ktoś nie zgarnie! Prawie żem się przewróciła, bo europejskie buty mają malutki obcasik i śliską podeszwę, a ja nie zwyczajna. I ten zgarniający z ponurą miną anonsuje: madam, ale plecak to zabroniony. Ja na to: mesje, ale co mam zrobić z tym wszystkim? On - do skrytki. Ja - ale jak ja przeniosę mój wielki, stary komputer? A on - w rękach. A ja - a figę z makiem przeniosę. Poza tym skrytka za mała, bo dopasowana na włitona. 
Wyszłam i już nie wrócę. 
Plecak równa się więc nie tylko hipster, ale i złodziej, podsumowuję! To nieludzkie, faktycznie. Dobrze, że nie u nas na dzielni. Jest jednak mała szansa, że włiton zrobi jakieś sakado i wszyscy w sektorze europejskim przerzucą się z nudnych, zeszłorocznych toreb na nie właśnie? Wielka rewolucja sakado. Figa z makiem się zmieści i nie tylko.
Na razie sakado przedostały się z Sanżila w rejony Forestu i Szatana. A Szatan to już gdzie diabeł mówi dobranoc. Iksel właśnie. Z Iksela już krok do filigranów i Europy. Idzie nowe, choć o tym nie wiedzą. Iście szatański plan.

No comments:

Post a Comment