Wednesday, 26 March 2014

(154) włoszka

Dawno nie zdarzyło mi się prowadzić obserwacji, jak to Ana Martin mawia, socjologicznych. Ja bym je nazwała jednak społecznymi, bo społeczność to podstawowa komórka społeczeństwa, ale kłócić się nie będę, mądrzejsi i światlejsi ode mnie polegli na tym temacie, zwłaszcza w kontekście oświecenia publicznego.
Oświeciło nas mocnym, wiosennym promieniem na Sanżilu i od razu wszystko wyległo na place zabaw. Małe, duże, w wózku, nosidle, rowerku, za rękę dużego, wyrywające się z ręki dużego. A duże jest chyba jeszcze bardziej wielokolorowe, niż rok temu, czyli w pierwszym roku prezydencji Iwonka na piasku. Już naprawdę nie wiem, w którą stronę mam kręcić głową, by wychwycić znajome dialekty, taki gąszcz językowy się nagle narobił. Wszystkie społeczeństwa świata, a zachodu to już na pewno. I to nie tylko zachodu Europy, tego dobrze znanego z marzeń, lecz także Azji, Afryki i być może nawet Ameryki.
Weźmy taką Dafne. Skąd to dziecko może pochodzić? Końcówka jakaś niechrześcijańska i choć wygląda na dziewczynkę, do tego białą, to głowy nie dam. Z Turcji może? Hmmm, po akcencie nie poznasz, tym bardziej, że nie mówi, za to Józio i Iwonek do niej owszem i nie mają problemu z tym, że wcale nie odpowiada. Podobnie zresztą jak Bruna, a nawet dwie Bruny od razu, bo ledwo usłyszałam, że takie imię istnieje, już na dwóch metrach do kwadratu raptem okazało się, że jest ich dwie, i to obie zagraniczne na tyle, że nijak nie idzie się domyślić, skąd pochodzi ich opiekun. Albo opiekunka, też nie dojdziesz. Wcale nie brunatny/a, ani trochę. Nic dziwnego, że prezydencja nie przebiega gładko.
Rezydencja Ksenia, ha ha, jeśli już, cieszy się Ana. Fakt, Iwonek zasiadł jak rezydent na dobre w piasku, a wokół nowe dzieci. Albo wydaje się nam, że nowe, bo dorosły i wyrosły. Te najstarsze już wyemigrowały z piasku, to i trzeba się otworzyć na nowe wyzwania. Podpowiem ci, że Dafne jest pół-Greczynką, pół-Włoszką. Teraz musisz odkryć, która połowa rodziców mówi do niej w którym języku, zadaje zagadkę Ana.
Ha, Włoszki się zachciało! To jedyny komentarz, jaki tu widzę. Zasłyszany całkiem niedawno i całkiem niedaleko, a praktycznie koło horty. To taka stacja tramwaju o wymowie orta, bo po włosku nie ma h, to mi tłumaczył kiedyś Roman, ale nie wytłumaczył, bo skoro jest w abecadle, to dlaczego nie ma w języku? Nikt mnie nie przekona, że taka interpretacja argumentów trzyma się kupy.  Tylko kłopoty z tymi Włochami.
To samo zresztą miała na myśli pani Dziunia, która te słowa wypowiedziała. Do Stefana je była wypowiedziała, stosuję taki tryb specjalny, bo Roman innym razem próbował mi wytłumaczyć na takim oto przykładzie, że po włosku jest tryb taki pradawny. Czas zaprzeszły, podpowiadała Ana, ale do dziś nie wiem, czy aby nie robiła mnie w balona, bo czy przeszłość to nie wszystko jeden zszarzały zeszłoroczny śnieg? Nie rozdrabniajmy się na dobre, naprawdę, czas spojrzeć prawdzie w oczy, że to wszystko jedno, choć forma faktycznie wygląda atrakcyjnie i oryginalnie to i stosuję. 
Skąd się ta Włoszka, co się jej zachciało temu i owemu na orcie, wzięła? Z życia, a skądinąd przecie. Z tego wymieszania społeczeństw na Sanżilu wynikła, gdzie Polakowi już Polka nie wystarcza i wicewersal, tylko od razu musi być zachód pełną gębą. Że to niby już tak można i wypada na luzie się mieszać między socjologiami różnymi, co to ich przedstawiciele codziennie łączą się i mieszają w piaskownicy, mieszając równo piasek w wiaderku. 
Włoszki się zachciało - Dziunia to oznajmiła, a wcześniej była się rozejrzała po stefanowym mieszkaniu, nie była dojrzała bigosu albo innego gara zapasów, co to by Polka pewnie temu i owemu nagotowała jako troskliwa żona, a tu jako że Włoszka na rezydencji - to i nic takiego ani widu ani słychu. Było. Było było zaprzeszłe, a właściwie - nie było. To i była zaczerpnęła Dziunia co nieco ze swojej wiedzy życiowej, poszukawszy jej w głowie w zakładce z wiedzą międzyspołeczną, i wyszło jej, że Polka jednak by tak nie była postąpiła. Nie wypada. A Włoszka - niestety już tak zepsuta i wynarodowiona od tego zachodu, że nawet jej w głowie nie postało nagotować. 
Zgadzam się. Ile w końcu trzeba czasu, by narobić gar makaronu koko? Albo innej pasty, jak to Włosi, a za nimi cały zachód, coraz częściej zwą makaron koko? Jakby to w ogóle jakiś sens głębszy teraźniejszy i zaprzeszły sobą prezentowało? Czy rezentowało? Ach, nic nie wiadomo w tym słonecznym oświeceniu. Bałagan kultur i socjologii tylko powstaje w tym piaskowym grajdole. Biedna mała Dafne i Bruny dwie, że Włoszki się zachciało. A przecież na Sanżilu Polki porządne zawsze są w ofercie. Oraz były. I były były oraz będą będą.

No comments:

Post a Comment